Na tę wyprawę wybrałem się z kuplem Arturem, który wpadł na pomysł, aby przejechać się petlą MTB Trophy po górach. Trasa biegła z Istebnej w stronę Baraniej Góry, z początku asfaltem. Tam gdzie czekał nas dosyć stromy i kręty zjazd, tam osiągnąłem prędkość 67 km/h - ale była frajda! Dalej droga prowadziła wzdłuż rzeki Olzy w stronę Stecówki, cały czas asfaltem i wspinając się do góry.
Za wioską skręcamy w prawo. Po odcinku ok. 500 m zjeżdżamy z drogi asfaltowej na szutrową i zaczynamy wspinaczkę pod Baranią Górę. Skwar z nieba lał się i pot z czoła też. Dobrze że co jakiś czas chłodny wiaterek zawiewał. Podjazd ta drogą liczył może ze 3 km. Dalej już z buta pod górę szlakiem pieszym. Tam było już bardzo wąsko i dużo, kamieni, ale byli tez tacy, którzy zjeżdżali w dół - szacun dla nich. Samo podejście pod górę trwało trochę, ale warto było, aby zobaczyć widoki z Baraniej.
Po chwili odsapnięcia na górze i posileniu się trochę batonami i zelami ruszyliśmy w dalszą drogę w stronę Przysłupa. Droga prowadziła cały czas w dół po kamieniach i po drewnianych belkach. Trzeba było jechać bardzo ostrożnie i praktycznie cały czas na hamulcu, ale i tak nie obyło się bez upadku i urwanego uchwytu na telefon. Ten ostatni zaraz został naprawiony, a dokładnie złapany dwoma opaskami zaciskowymi. To jest rzecz niezbędna podczas takich wypraw. Ludzie przechodzący obok nas byli bardzo zdziwieni, że po takim czymś można zjeżdżać rowerem, a nawet jedna pani spytała się nas, czy mamy spisany testament.
Skomentuj