2499
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
-
Rodzaj aktywności: Rower MTB
-
Stopień trudności: Łatwy
-
Gwiazdki:
6.0
-
Dystans: 12,0 km
-
Przewyższenie: 360,23 m
-
Suma podejść: 528,77 m
-
Suma zejść: 172,6 m
-
Data: 7 sierpnia 2008
-
Lokalizacja: Słowacja, Podbanská
Z siedmiolatkiem pod Kasprowy…
Opisana wycieczka jest propozycją dotarcia z dzieckiem w samo „serce” Tatr. Oczywiście są inne sposoby - chociażby czterogodzinne odstanie w kolejce do wyciągu w Kuźnicach, by wjechać na Kasprowy, podreptać po najbliższej okolicy i zjechać na dół. Można też pieszo. Jednak wędrówka w atrakcyjne miejsca zajmuje kilka godzin i jest dla dziecka katorgą. Podróż wozem do Morskiego Oka? Nie - my wybraliśmy rowery.
Podczas gdy polska strona Tatr obwarowana jest wieloma zakazami i ograniczeniami dotyczącymi rowerzystów, po południowej stronie granicy – mamy rowerowy raj! Mnóstwo kilometrów oznakowanych szlaków rowerowych, wśród których są zarówno trasy dla wymagających jak i te, które można nazwać rekreacyjnymi. Po dokładnej analizie szlaków i uwzględnieniu naszych możliwości i potrzeb – dokonaliśmy wyboru, którym miał być wspólny, rodzinny przejazd Doliną Cichą.
Bierzcie więc swe pociechy i ruszajcie!
Start: Podbanske, południowa strona Tatr, Słowacja – spory parking z węzłem szlaków. Tu wypakowujemy nasze rowery z samochodu, ładujemy do sakw kanapki, termos z herbatą, zimne napoje, kurtki, pompkę itp. Następnie idealnie gładką asfaltową drogą (tylko ruch pieszy i rowerowy) ruszamy na wschód, w stronę wejścia w Dol. Cichą. Jest bardzo gorąco – jedziemy w krótkich spodenkach i koszulkach. Gdy spotykamy rozwidlenie szlaków, tabliczki wskazują: Dol. Cicha i Koprowa. Skręt w lewo i z widokiem na Krywań zagłębiamy się w głąb doliny Cichej. Gładka, asfaltowa droga, niezauważalnie wznosi się ku górze. W miarę pokonywania kolejnych kilometrów jej stan pogarsza się, jednak aż do końca jest asfalt. Po drodze spotykamy zadaszone miejsca do odpoczynku – tu zabrane na drogę kanapki ze słowackich rohlików, systematycznie znikają w żołądku 7-mio letniego syna - co nie jest bez wpływu na jego morale. Rodzicom nie zostaje niestety już nic. Teraz będziemy pamiętać, by zawsze brać więcej. Nachylenie drogi jest ledwo wyczuwalne, wrażenia widokowe potęgują się z każdym obrotem koła. Po kilku kilometrach robimy przystanek przy źródełku, które zostało obudowane drewnianym domkiem. Z drzwi wypływa świeża woda. Gdy syn chciał zajrzeć przez okna do wnętrza domku, pośliznął się i…jego ręce lądują w wodzie. Mokre rękawiczki nie nadają się do jazdy. Tu następuje kryzys. Morale spada i ociera się o niebezpieczną granicę płaczu. Na szczęście w pobliżu jest coś, co ratuje sytuację. To poziomki, których rośnie sporo przy drodze. Kilka minut zbierania i zajadania, po czym syn ubiera rękawiczki żony i można jechać dalej. Kilometry i zakręty mijają za nami i dojeżdżamy do końca trasy: przed nami namalowany na drodze znak przekreślonego rowerzysty. Stoimy u podnóża Goryczkowej i Kasprowego. Oglądamy doskonale widoczny wierzchołek Świnicy i polodowcową rzeźbę terenu doliny. Obok znajduje się spora wiata biwakowa, gdzie urządzamy sobie dłuższą przerwę. Dopiero teraz widać pełne zadowolenie na twarzy syna. Chociaż to dopiero półmetek, zdaje sobie sprawę, że cel został osiągnięty – wjechał baaardzo wysoko i ustanowił tym swój poważny rekord wysokości. Do tego na rowerze! Na szczęście z powrotem już w dół. Gdy na niebie pojawiają się chmury i spada temperatura - przed zjazdem ubieramy kurtki. Syn Kuba ubiera rękawiczki żony, żona moje. Ja ubieram na dłonie zapasowe skarpety syna. Z odpinanych nogawek żony – syn otrzymuje coś na kształt stuptutów, które mają chronić przed chłodem podczas zjazdu. Wygląda to na czystą amatorkę, lecz okazuje się skuteczne. Dalej to już czysta bajka. 12 km w dół, praktycznie bez pedałowania. Od czasu do czasu muszę tylko przypominać Kubie spokojnym hamowaniu, by nie nabrał zbyt dużej prędkości. Dla urozmaicenia i zabawy zgadujemy, w którą stronę będzie następny zakręt. Zabawa wciągnęła nas na tyle, że w ciągu chwili…jesteśmy na parkingu. Po spakowaniu rowerów udajemy się na posiłek. I wcale nie były to rohliki z dżemem. Tylko pyszny obiadek. Myślicie, że po pochłonięciu całego wycieczkowego prowiantu, syn nie był głodny? Błąd. Zjadł, tak jak my, dwa pełne dania.
Uczestnicy: 7-mio letni Kuba i jego rodzice
Start: Podbanske parking - 940 mnpm
Półmetek: wiata biwakowa za rozejściem pod Kasprowym - ok. 1300 mnpm
Meta: Podbanske parking - 940 mnpm
Długość trasy: ok. 24 km ( połowa z górki)
Suma podjazdów: 360 m
Czas jazdy: 2 godz. 10 min ( w dół: 30 min.)
Ilość osób spotkanych po drodze: 3 (w tym jedna to pracownik parku).
Radość i wrażenia: bezcenne