Wyruszyliśmy osobno. Mama z babcią pieszo czarnym szlakiem, ja z tatą na rowerach. Wybraliśmy dłuższą trasę. Najpierw zjechaliśmy w dół obok wodospadu na Wiśle. Potem rozpoczął się długi podjazd drogą asfaltową. Gdy dojechaliśmy na Przełęcz Salmopol, zjedliśmy batony i ruszyliśmy w teren. Kamienista droga biegła na przemian w górę i w dół. Myślałem, że będziemy pierwsi w schronisku, ale zadzwoniła mama i powiedziała, że już tam są. Gdy w końcu dojechaliśmy do schroniska, mama z babcią były już na szczycie. Przy schronisku, zjedliśmy nasze zapasy pożywienia i ruszyliśmy na szczyt. Niestety, było bardzo trudno. Trzeba było iść pieszo i pchać rowery. Przez chwilę chciałem nawet zawrócić, ale spotkaliśmy mamę i babcię. Powiedziały nam, że do szczytu jest już blisko. Dlatego ruszyliśmy, dalej nawet dało się jechać. Gdy byliśmy za drewnianymi belkami, tata przebił oponę i mieliśmy przymusową przerwę. W końcu szczyt został zdobyty!. Na górze jest wieża widokowa, skąd można podziwiać ładne widoki. Potem rozpoczął się trudny zjazd po wielkich kamieniach. Czasami jechaliśmy bokiem po wystających korzeniach. Tam gdzie było najtrudniej, prowadziliśmy rowery. Od schroniska w dół było najlepiej. Długi zjazd po asfalcie. Po drodze znów spotkaliśmy mamę z babcią. Przy samochodzie tym razem pierwsi byliśmy my. Polecam wszystkim. Najlepsze są zjazdy ;)
Skomentuj