Póki szlaki powyżej schronisk na Słowacji otwarte i wysoko w górach śnieg, padło na coś prostego - Baraniec.
Wczesna pobudka w Krakowie, po 3 godzinach meldujemy się na starcie, gdzie wchodzimy na szlak zielony prowadzący na trzeci najwyższy szczyt Tatr Zachodnich. Początkowo mokro, mgła i chwila poszukiwania ścieżki (pozostawione gałęzie i inne resztki drzew skutecznie przykryły szlak). Śnieg pojawił się od ok. 1700m na początku mokry. Szczególnie uciążliwe było przechodzenie między kosodrzewiną, który była pokryta mokrym śniegiem skutecznie mocząc ubrania. Ale im wyżej tym lepiej, tylko coś chmury nie schodzą. Po jakimś czasie udało zobaczyć się Niżne Tatry i grań Otargańców. Spektakl trwał może 15 minut i chmury na nowo powróciły.
Po dotarciu na Miadky dalej mleko, ale trzymamy się grani i lecimy dalej. Docieramy na Klin a widoków jak nie było tak nie ma, więc nie ma co czekać, trzeba ruszać dalej. I nareszcie zaczęło się konkretnie przerzedzać. Po dotarciu na Szczerbawy coraz mniej chmur, a odpowiednie warunki pozwoliły zobaczyć widmo Brockenu. Kilka zdjęć i ruszamy na Baraniec już w pełnym słońcu, a na szczycie obowiązkowe fotki, dość długa posiadówa i czas się zmywać. Zejście do magistrali przez Holy Vrch bez problemów. A na koniec nużący powrót magistralą.
Jedną z trudności był brak szlaku, kiedy wyszliśmy z kosodrzewiny i nie było śladów. Ale wiedząc, że idzie on granią, spokojnie zakładaliśmy ślad.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj