Ośmiodniowa wyprawa z 9-letnim synem wzdłuż polskiego wybrzeża Bałtyku. O samej przygodzie mógłbym napisać książkę...Tutaj to niemożliwe. A więc w skrócie - trasa podzielona była na osiem odcinków:
1. Świnoujście - Pobierowo
2. Pobierowo - Bagicz
3. Bagicz - Darłówek
4. Darłówek - Łeba
5. Łeba - Poddąbie
6. Poddąbie - Dębki
7. Dębki - Jastarnia
8. Jastarnia - Hel - (prom) Gdynia
Średni dzienny dystans oscylował wokół 50 km (najdłuższy 76 km, najkrótszy 15 km ostatniego dnia). Nigdzie się nie spieszyliśmy. Wręcz przeciwnie - często włóczyliśmy się bez pośpiechu, nadrabiając drogi, by zobaczyć jakieś ciekawe miejsce. Codziennie znajdowaliśmy czas, by pobyczyć się na plaży i wykąpać (jeśli pogoda pozwalała). Spanie - campingi, których jest mnóstwo. Rada: unikać dużych, gwarnych i zatłoczonych - tu standard był najniższy, a ceny najwyższe. Mam na myśli głównie Świnoujście i Łebę.
Czy dla dziewięciolatka nie jest to zbyt trudna trasa? Na to pytanie odpowiadałem już setki razy. Zawsze tak samo: NIE. Pod warunkiem wszakże, że nie będzie to dla niego pierwszy kontakt z rowerem. Dzieciaki, które są w miarę aktywne i jeżdżą wraz z rodzicami na bliższe i dalsze wycieczki - poradzą sobie. Decyzję powinien podjąć tutaj rodzic, który zna najbardziej możliwości swego dziecka.
Podróżowanie z dzieckiem stawia jednak przed nowymi wyzwaniami. Czym się różni taka jazda od tej w dorosłym gronie? Na pewno większą dozą humoru, mnóstwem zabawnych, nieprzewidzianych sytuacji… Ale i większą odpowiedzialnością za bezpieczeństwo, właściwy wybór trasy czy znalezienie właściwej knajpki w porze obiadowej. Krótszy dzienny dystans jest oczywiście normą. Musiałem też myśleć i działać za dwóch. Na szczęście syn szybko się zaadaptował, uczył się błyskawicznie i pomagał mi w codziennych obowiązkach. Trzeba minimalizować pomyłki i wpadki, by jazda była przyjemnością, a nie drogą przez mękę. Każda porażka musi być wyrównana jakąś nagrodą. Obojętnie jaką – lody, medal z szyszki… Homeostaza przede wszystkim. Co jeszcze? Ważny jest cel – dziecko musi jechać „dokądś”, jazda dla samej jazdy nie wchodzi w rachubę. Najgorsze jest czekanie – nieodzowne w każdej podróży. Dla dziecka to prawdziwa męka… No i trzeba wieźć ze sobą dobry humor. Im więcej tym lepiej.
Skomentuj