Część prognoz na ten dzień zapowiadała pełne zachmurzenie, jednak brak opadów przekonał nas to wybrania się w Tatry Zachodnie. Przed nami długa pętla.
Początek nie był optymistyczny, gdyż już na początku przez brak oznaczeń zeszliśmy ze szlaku i źle skręciliśmy w las. W połowie grzbietu gdzie dalej nie było oznaczeń postanowiliśmy iść do góry, bo z mapy wynikało, że w końcu dotrzemy do "farby". Początkowo roślinność była przerzedzona, jednak tuz przed głównym grzbietem zaczęła się gęsta kosodrzewina. Byliśmy już wysoko więc pozostało przedzieranie przez nią. Ciężka przeprawa w końcu dała efekty i stanęliśmy na szlaku, by kontynuować wycieczkę na drugi co do wysokości szczyt w Tatach Zachodnich. Przyjemne chodzenie po łatwej ścieżce dodatkowo umilała pogoda, która jak się okazało była dużo lepsza niż w prognozach. W końcu Baraniec został zdobyty a na nim obowiązkowe fotki przy monumencie i czas na posiłek.
Po przerwie kierunek północny i dotarcie przez Smrek na Rohacz Płaczliwy. Tutaj wycieczka dalej bez trudności. Ale od Płaczliwego czeka już najciekawsza część, gdzie trzeba używać czterech kończyn. Sucha skała pozwala iść w większości po grani co dodatkowo podnosi atrakcyjność, za Ostrym Rohaczem jeszcze koń a potem zejście po gruzie do przełęczy. A stamtąd długie zejście doliną, na szczęście bogate w widoki.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj