rasa w niżej położone rejony Kotliny Kłodzkiej (niżej, od Masywu Śnieżnika) okazała się bowiem mieć około 140 metrów przewyższeń mniej, w stosunku do zaplanowanego wcześniej rajdu. No, ale ból minie, chwała pozostanie… krótko przed 10 meldujemy się na dziedzińcu gotowi na wyrypkę. Ostatnie sprawdzenia wypożyczonego sprzętu (bo uwaga, uwaga, to bardzo dobra wiadomość – w Agro można wypożyczyć rowery elektryczne!): bateria – naładowana, hamulce – nie ma (ojć!). I jedziemy.
Droga sapiących samców...
Wyjazd z Kletna jest wybitnie porywający: bo nie dość, że to zjazd, to … jeszcze mkniemy z wiatrem… XD normalnie. Gnamy przed siebie w klasycznym kabeerowym sztyfcie, czyli „jedziemy na lajcie, bylebyś nie próbował minąć Norbisia i Damiana”. Kończy się zatem jak zawsze… Norbi wchodzi w zakręty wystawiając nogę, i … na szczęście po 2 km zjazdu zaczyna się podjazd. Dokładnie mówiąc… 12 km pozdjazdu. I bojowe nastroje łagodnieją…
Mijamy przydrożne wsie… Starą i Nową Morawę, Bolesławów… wreszcie z asfaltu wbijamy na szutrową drogę pożarową wcinającą się od południowego zachodu w pasmo Gór Bielskich. Nachylenie terenu od razu rośnie: na asfalcie było to średnio na poziomie 5 %, tutaj od razu zaczyna oscylować przy około 10. I tak sobie skaczemy, między 8 a 18 (a nawet 20%, jak mówi Damian… piszący te słowa nie potwierdza, ani nie zaprzecza, bo pot zalewał mu wówczas oczy i nie kojarzy tego odcinka), sapiąc pod górkę niczym miechy kowalskie… gdy więc wreszcie zjeżdżamy się na Przełęczy S
Skomentuj