Przebieg trasy: Międzygórze - Schronisko „Na Iglicznej” - Igliczna - Czarna Góra - Żmijowiec - Przełęcz Śnieżnicka - Schronisko na Śnieżniku - Śnieżnik - Schronisko na Śnieżniku - Średniak - Przełęcz Śnieżnicka - Międzygórze
W ostatni weekend wakacji 2014 zapodałem sobie górskie pożegnanie tychże wakacji. A że w jakiekolwiek górki mam od groma kilometrów, wybór padł na Międzygórze i Masyw Śnieżnika. Góry może i niewielkie ale czuję do nich wyjątkową sympatię. Niestety, miałem do dyspozycji tylko trzy dni, łącznie z dojazdem i powrotem, a więc wykombinowałem sobie naprawdę ambitną trasę.
Wystartowałem o 6 rano z parkingu na przeciwko Domu Wczasowego Gigant i ruszyłem czerwonym szlakiem dla emerytów w stronę Iglicznej. Zielony szlak prowadzący na Igliczną od strony Zapory (który onegdaj pokonałem z moim 5 letnim wówczas synem) może i jest ciekawszy, ale z niezaleczoną kontuzją kolana i perspektywą przejścia ponad 30 km wolałem unikać zbyt stromych podejść. Po dotarciu do wymarłego o tak wczesnej porze schroniska na Iglicznej zrobiłem sobie kilkuminutową przerwę na pstryknięcie paru fotek, następnie wlazłem na szczyt Iglicznej i ruszyłem w dalszą drogę. Zielonym szlakiem na Czarną Górę. Szlak był niestety mało zielony bo na większości płaskich odcinków było potworne błoto i kałuże wielkości stawu. Na szczycie Czarnej Góry, jak i na całej pokonanej dotychczas trasie, zupełne pustki. A więc dokładnie to co w górach lubię najbardziej - cisza, spokój i żadnych ludzi. Jedynym osobnikiem jakiego widziałem na Czarnej był kimający człek obsługujący wyłączoną kolejkę linową. Pod wieżą widokową znowu krótki odpoczynek, drugie śniadanie, parę fotek i w drogę. Czerwonym szlakiem w stronę Śnieżnika. W okolicach Żmijowca dogonili mnie pierwsi napotkani tego dnia piechurzy idący ze Sienny na Śnieżnik. Nie wiem czy to ja tak wolno szedłem czy oni byli tacy szybcy ale szli jak burza. To i dobrze, bo aż do Przełęczy Śnieżnickiej znowu miałem góry tylko dla siebie :) W schronisku Pod Śnieżniku oczywiście na samotność nie można liczyć ale ilość ludzi jaką tam zastałem to nic w porównaniu z tzw. długim weekendem czerwcowym kiedy byłem tam razem s synem a zabrakło nawet miejsc stojących. W schronisku znowu mały popas i ruszyłem w dalszą drogę, niebieskim szlakiem dookoła Śnieżnika. Dopóki szlak był niebieski szło się całkiem sympatycznie, ten jednak odbił w lewo a ja przedzierałem się jakąś zapomnianą i zarośniętą ścieżynką aż dotarłem do szlaku prowadzącego na szczyt Śnieżnika po czeskiej stronie. Na szczycie jak to na szczycie, wiary polsko-czeskiej co nie miara a więc po pstryknięciu kilku zdjęć ruszyłem w dół, w stronę schroniska. Tym razem zrobiłem sobie dłuższą przerwę. Miałem już za sobą dokładnie 20 km marszu a i głód zaczął mi doskwierać. Przede mną ostatni etap wycieczki, szczyt Średniaka, na który dziwnym zrządzeniem losu jeszcze nigdy nie wlazłem mimo, że w tej okolicy bywam przynajmniej dwa razy w roku. Tu spotkała mnie pierwsza (i na szczęście jedyna) niespodzianka bo za cholerę nie mogłem znaleźć drogi na ten szczyt prowadzącej. Nie pojmuję tego, ale na Średniak nie prowadzi żaden oficjalny szlak i nigdzie nie znalazłem ani jednej, nawet marnej, wskazówki jak tam dojść. Czysta komedia, widzę górę a nie wiem jak na nią wejść. Po pierwszym nie trafionym wyborze kierunku znalazłem inną ścieżkę a niej sympatyczną dziewczynę, która jak się okazało właśnie ze Średniaka schodziła. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że ze znalezieniem właściwej drogi miała dokładnie takie same problemy jak ja. Pokrzepiony i podbudowany faktem, że nie jestem aż tak wielką łajzą górską za jaką zacząłem już się uważać, ruszyłem na szczyt Średniaka. Fajna górka, żadnych ludzi a więc znowu cała moja :) Teraz zostało mi już tylko zejście do Międzygórza i powrót samochodem spod Giganta do pensjonatu.
Skomentuj