Przebywając na urlopie w Nartach, koło Szczytna, zamierzałem trochę pozwiedzać okolicę z siodełka roweru. Traf chciał że tuż przed urlopem znalazłem w GW informację o rzekomych więzieniach CIA w Polsce. Nie byłbym sobą, gdybym nie pojechał zobaczyć owego miejsca na własne oczy. Towarzyszyło mi dwóch kolegów - Robert i Krzysztof, z którymi mieliśmy podobne cele "rowerowe" - razem zawsze raźniej.
Wyruszamy z Nart, po drodze eskortując nasze panie wraz z pociechami na plażę w Warchałach. Stamtąd bardzo dobrą drogą asfaltową, z niewielkimi przewyższeniami, udajemy się do Szczytna - wadą tej drogi jest to, że jest to główna trasa, na której jest duży ruch samochodowy. Szczęśliwe bez problemów docieramy do Szczytna, gdzie trochę błądzimy, ale ostatecznie okazuje się że powinniśmy jechać na Pisz. Ze Szczytna wyprowadza nas dość szeroka ścieżka rowerowa, która nie jest specjalnie długa, ale zawsze to coś. Wracamy na asfalt i trasa podobną do tej do Szczytna kierujemy się na Stare Kiejkuty.
Dojeżdżamy do tablicy Stare Kiejkuty i od razu odbijamy w kierunku większego jeziora ( z navi wiemy że są dwa). Odpoczywamy na pomoście, a kolega Robert zażywa kąpieli w zimnej wodzie. Po dłuższym odpoczynku ruszamy dalej. Jedziemy przez miejscowość, w połowie której znajduje się ostry zakręt w lewo, a przy nim "Bar na zakręcie". Od razu postanawiamy zatrzymać się na posiłek. Miła Pani serwuje nam piwo i zapiekankę z mikrofali. Próbujemy Panią wypytać o JW, w której rzekomo mieli być przetrzymywani więźniowie CIA, ale Pani nie podejmuje specjalnie tematu. My natomiast zauważamy, że zostaliśmy już namierzeni przez panów w zielonych mundurach.
Kontynuujemy naszą wycieczkę kierując się dalej główną drogą na Pisz. Docieramy do jeziora, w którym mieliśmy się wykąpać, jednak tutaj niespodzianka, jezioro należy do wojska i nie możemy się do niego dostać. Jedziemy chwilę wzdłuż jednostki wojskowej, której ogrodzenie robi wrażenie. Widząc, że nic nie widać :) zawracamy. Zaczepiamy jeszcze miejscowego wędkarza, który potwierdza nam, że tutaj się nie wykąpiemy - a szkoda, woda przejrzysta i ciepła. Zaczynamy żartować na temat więzień i stopnia utajnienia pobliskiej JW. W tym momencie ponownie pojawiają się panowie w zielonych mundurach. No cóż tym razem ich obecność daje nam jasny sygnał - czas się stąd zabierać.
Siadamy na rowery i wyruszamy dalej, ale postanawiamy wracać nieco mniej uczęszczanymi drogami. Kierujemy się najpierw na Nowe Kiejkuty. Droga równa, asfaltowa ale o znacznie mniejszym natężeniu ruchu. Dalej skręcamy na Romany, trasa przyjemna pośród pachnących świeżym zbożem pól. Podpytujemy miejscowych o jakąś boczną drogę i decydujemy żeby odbić na niewielką miejscowość Dębówko. Po drodze okazuje się, że jest tu niewielka plaża. Woda ciepła, więc Robert i Krzysiek decydują się na kąpiel, chociaż słońce już nie grzeje zbyt mocno. Robi się późno, więc nie ma czasu na suszenie się na plaży. Siadamy na rowery i jedziemy dalej. Docieramy do Kobyłochy, gdzie trochę błądzimy, ale trafiamy na sympatyczna parę, która naprowadza nas na właściwą drogę, chociaż każde z nich ma inną koncepcję dojazdu.
Dojeżdżamy do miejscowości Piece, która urzeka ciszą. Tutaj można się naprawdę poczuć jak na urlopie, z dala od pracy i zgiełku współczesnego świata. W miejscowości Janowo docieramy do głównej drogi, którą już dzisiaj jechaliśmy w kierunku Szczytna. Stajemy przed decyzją, czy wracamy tą drogą do Nart (i w ciągu kilkudziesięciu minut jesteśmy w domu), czy wjeżdżamy w las i krążymy mniejszymi drogami, nie mając pewności czy nie zabłądzimy. Ostatecznie stawiamy na naturę wolną od spalin i przygodę. Po przejechaniu przez Janowo i Sawicę skręcamy na Witówko. Droga zaczyna się robić coraz cięższa, raz musimy nawet przenosić rowery przez tory kolejowe w środku lasu. Dojeżdżamy do Witówka, w centrum którego znajduje się pomnik upamiętniający chyba walki z I lub II wś, napisy są już mało czytelne. Wyjeżdżamy z Witówka i po kilku kilometrach popełniamy błąd w nawigacji, co powoduje że wracamy 3km w kierunku Szczytna. Na szczęście orientujemy się, ze coś jest nie tak i zawracamy.
Wieczorem docieramy w końcu do Warchał, skąd główną drogą do Nart pokonujemy ostatnie 2 km. W domu nasze Panie znakomicie sobie poradziły i przygotowały już grilla, więc głodni spać nie poszliśmy.
Trasa w większej części do przejechania każdym rowerem. Od Kobyłoch, na rowerze krosowym, już miałem problemy ze względu na dużą ilość piachu na duktach leśnych. Tutaj stanowczo przydałyby się szersze opony. Tereny ładne i stanowczo lepiej przejechać się trasami bocznymi, pośród pól czy lasów. Można też zatrzymać się przy jednym z wielu, wielu jezior i ochłodzić w upalny dzień.
Skomentuj