Prace na torach pozbawiły nas bezpośredniego dojazdu do Tarnobrzega. Taka była geneza tego nieplanowanego pierwotnie rowerowego epilogu. W jego pierwszej odsłonie musieliśmy więc dostać się do stacji kolejowej w Niedrzwicy.Na szczęście, bo presja czasu dała znać o sobie ,podążaliśmy nawierzchniami asfaltowymi. Jedynie dojazd do przystanku kolejowego w Krężnicy Jarej prowadził polną drogą wzdłuż torów. Swoją drogą i Krężnicy i presji czasu by nie było gdyby nie omyłkowa informacja uzyskana na dworcu kolejowym w Lublinie, jakoby szynobusy startowały z tego przystanku. Na szczęście jadąc momentami "na ślepo", bez mapy i według wskazówek "tubylców" zmieściliśmy się w limicie czasowym. Największą atrakcją po drodze był przejazd wzdłuż linii brzegowej Zalewu Zemborzyckiego. Aura na szczęście też była łaskawa.
PS. Presja czasu niestety spowodowała zupełne zaniedbanie dokumentacji fotograficznej trasy, co trudno mi przeboleć z perspektywy czasu.