Wyjechałem punktualnie o 7.00 z Gdyni, towarzyszyła mi do Gdańska mżawka. O 9.00 przeprawa promowa przez Wisłę i zgodnie z planem ruszyłem w kierunku Rybiny przez Stegienkę ale już w towarzystwie słonecznej aury. W Rybinie trafiłem na zespół zabytkowych mostów zwodzonych (jeden w akcji) i obrotowy most kolejowy. W Marzęcinie obejrzałem ruiny zapory i kościół. Planowana trasa na Elbląg zmieniła troszkę kształt ponieważ nieczynna była przeprawa promowa i musiałem kierować się na Kępki. W Elblągu byłem tylko przejazdem i jadąc drogą 503 aktualnie w remoncie odwiedziłem Suchacz, Kadyny i Tolkmicko (tu remont 503 się kończy). Przejechałem 120 km. i postanowiłem, że o 13.00 ruszę w drogę powrotną. Zatrzymałem się na trochę w cukierni i pamiętając o prognozie pogody (od 18.00 deszcz) nie marnowałem już ani chwili. Postanowiłem wracać trochę inną trasą przez Łęcze (ruina wiatraka) i poczuć w nogach co to jest wysoczyzna. Droga faktycznie idzie a właściwie wije się pod górę, gps wskazywał 160 m różnicy na podjeździe. W okolicach Elbląga już nie eksperymentowałem z trasą i grzecznie ruszyłem na Marzęcino, a w Rybinie zmieniłem zdanie i odbiłem na Stegnę. Mając jeszcze zapas 5 minut zdziwiłem się że właśnie prom mi odpłynął (byłem o 16.10). O 16.36 doczekałem się swojej przeprawy (po sezonie prom rusza w drogę powrotną od razu bez czekania na zegarowy kwadrans). Droga powrotna to już znane tereny Sobieszewa i kwiatami pachnąca rafineria. W domu wylądowałem o 18.50 i zdążyłem przed deszczem. Pokonałem swoje 200 km.
Skomentuj