102008
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
-
Rodzaj aktywności: Rower MTB
-
Stopień trudności: Łatwy
-
Gwiazdki:
1.8
-
Dystans: 91,7 km
-
Przewyższenie: 98,97 m
-
Suma podejść: 307,69 m
-
Suma zejść: 306,39 m
-
Data: 18 czerwca 2017
-
Lokalizacja: Nieboczowy
W słoneczna niedzielę 18 czerwca 2017 roku doszło do bardzo nietypowej wyprawy rowerowej.
Swoją trasę rozpocząłem na przejściu granicznym w Chalupkach (powiat raciborski), dokąd dotarłem swoim nowym samochodem. Była to pierwsza wyprawa z jego wykorzystaniem. Z Chałupek skierowałem się do Zabełkowa, mijając ładne tereny dawnego, polsko-niemiecko-czechosłowackiego pogranicza, bowiem przy ujściu Olzy do Odry był przedwojenny trójstyk (do października 1938 roku). Ta wyprawa odbywała się w całości na terenie dawnych Prus. Z Zabełkowa pojechałem przez Roszków do Krzyżanowic, gdzie skręciłem w stronę budowanego polderu przeciwpowodziowego Racibórz Dolny. Przejechałem przez miejscowość Buków i dotarłem do Ligoty Tworkowskiej i Nieboczów. Obie te miejscowości są wysiedlane, gdyż znajdują się na terenie budowanego polderu. O wysiedleniu świadczyły wyburzone budynki gospodarcze i mieszkalne w Ligocie Tworkowskiej. W Nieboczowach kilka budynków było jeszcze zamieszkałych, ale mnóstwo było już opuszczonych. Splądrowane wnętrza, rozbite szyby w oknach i uszkodzone ściany, a nawet zawalone stropy, świadczą o tym co się tam dzieje. W Nieboczowach oprócz opuszczonych budynków, wyburzono szkołę, kościół i ekshumowano miejscowy cmentarz. Widząc te splądrowane i opuszczone domy i obejścia zarastające trawą, miałem dziwne wrażenia. Na pewno wielu ludziom trudno było opuścić swoje domostwa, bo ktoś sobie buduje polder. Fakt, ma on służyć ludziom jako ochrona przed powodzią, a Nieboczowy są przenoszone w inne miejsce - wieś odtwarzana jest kolo Syryni. Jednak nikt nie wymaże ludziom z pamięci miejsca, gdzie przez lata mieszkali i zbudowali swoje domy, które nieraz stanowią dorobek całego życia. Z Nieboczów przejechałem przez Lubomię - rodzinną wieś trenera Franciszka Smudy, do samego Raciborza. Miasto to jednak niezbyt mnie zainteresowało i szybko stamtąd pojechałem, z małą przerwą na obiad. z miastem zaczęły się przepiękne tereny: pagórki, pola, doliny, samotne drzewa... i wsie ze skupionymi wokół siebie niekiedy jeszcze poniemieckimi domostwami. W oddali było widać łany zbóż, oraz Karpaty, Bramę Morawską i Sudety. Kiedy jedziesz na rowerze przez takie pustkowia to jest to po prostu coś przepięknego... Tylko Ty, droga, pola i rower... Czasem to przeraża, bowiem nikogo nie ma na horyzoncie w razie potrzeby. Tak oto jechałem sobie przez Lekartów, Samborowice, do czeskich Sudic, a potem stało się coś na co czekałem tyle, tyle, lat ... Przejeżdżając przez następną miejscowość po polskiej stronie (Ściborzyce Wielkie), zrobiłem pierwsze kilometry na terenie województwa opolskiego !!! Ale to nie trwało długo , bo potem ponownie pojawiłem się po czeskiej stronie w miejscowości Hněvošice (miałem trudności z wymową tej nazwy) i pustkowiami jechałem do Kobeřic i Rohowa. Od Rohowa aż przez Strahowice do samej Chuchelnej wzdłuż drogi rosły owocujące czereśnie, więc jedzenia miałem pod dostatkiem, a jak wiadomo ze "złodziejki" smakuje najlepiej, toteż najadłem się nimi sporo. Przez las pojechałem do Píšťu i polskich Owsiszcze. Na tej trasie było trochę pagórków z ładnymi widokami na okolice Raciborza, Ostravy czy Wodzisławia Śląskiego, a szczególnie widoczny był stożek hałdy "Szarlota" z Rydułtów. Z Owsiszcza pojechałem przez Nową Wioskę do Krzyżanowic, gdzie zamknąłem swoją pętlę i powracając przez Roszków, Zabełków znalazłem się na granicy w Chałupkach, gdzie licznik zatrzymał się na 100 km. Pozostało mi tylko spakować rower i autem powrócić do domu.