Wolne zaklepane, rower umyty, nasmarowany i przygotowany bo dziś zaplanowałem sobie mega szlifa. Trasa jest lekkim wydłużeniem trasy Podhale GF opracowanej przez velomalopolska dostępnej pod linkiem https://narowery.visitmalopolska.pl/-/podhalegf-gran-fondo- oraz na traseo https://www.traseo.pl/trasa/podhalegf-gran-fondo. Dodatkowo trasę musiałem lekko zmodyfikować ze względu na zamknięcie granic.

Nie chciało mi się tracić czasu dojeżdżając z Nowego Sącza do Nowego Targu wiec plan zakładał start i metę pętelki trochę wcześniej w Krościenku nad Dunajcem, co w sumie miało w tym dniu dać do przejechania 170 km.

W Krościenku na parkingu zameldowałem się o 9 rano. Szybkie przebieranko dwa głębokie wdechy i lecimy w stronę Krośnicy. Na początek lekka rozgrzewka trochę upierdliwą i ruchliwą drogą 969. Po chwili w Krośnicy (koło OSP) skręcam w lewo i kolejny poziom rozgrzewki wchodzi w łydy. Fajna górka w stronę Czorsztyna a potem super zjazd do Sromowiec. Dobra, noga rozgrzana wiec w Niedzicy odbijam w stronę Kacwina. Droga leciutko ale pod górkę. W Kacwinie koło kościoła odbijam w prawo i lecę pod górkę piękną cyklostradą tylko dla rowerów. Na szczycie batonik fotka i ogień w dół do Łapsz Niżnych, potem Łapsze Wyżne, gdzie koło kościoła skręcam tym razem w lewo i zaczynamy podjazd pod Łapszankę. Generalnie cały czas pod górę, na początek lekko potem coraz bardziej ale za to po drodze przypominam sobie zimowego Janosika (bieg górski) z którym mierzyłem się właśnie na tej trasie. Szlif przez Łapszankę to sugerowany objazd na tej trasie w przypadku zamknięcia granic, które akurat miało miejsce w czasie mojego przejazdu. OK jest Łapszanka widok na Tatry jest cudowny, góry jakby na wyciągnięcie ręki. Choć szczyty Tatr były lekko przychmurzone widok i tak był kozacki. No nic batonik, izo i ogień dalej. Od teraz już cały czas będę poruszał się za śladem gpx. Mijam Grocholów, przecinam krajówkę o numerze 49 i zaczynam kolejny podjazd przez Brzegi. Łyda już rozgrzana więc lekko kropiący deszczyk okazuje się zbawienny. Gdzieś w okolicach Kucówki lekki whatdafuck bo robotnicy wzięli się za remont drogi. Asfalt zdarty wiec trzeba było mega zwolnic omijać dziury, kamienie i inne dziadostwo towarzyszące wymianie nawierzchni. OK dojechałem do drogi głównej skręt w prawo. Asfalt choć nie pierwszej świeżości jest rewelacyjny w porównaniu do przejechanego już remontowanego odcinka. W okolicach Bukowiny na rondzie skręcam na Gliczarów i po chwili rozpędzam się z górki chyba do 70 km/h. Znowu jestem u podnóża gór wiec spodziewam się niedługo kolejnego podjazdu. Tak się dzieje po chwili. Przecinam DK 47 i zaczynam drapę pod wioskę Ząb. Górka zaczyna się sympatycznym znakiem informującym o 20% nachyleniu. No spoko. Po chwili 20% przechodzi w 17 potem w 15 potem w 10 i tak przez kolejne 40 minut. W Ząbie przerwa pod sklepem na pączka w towarzystwie banana i koli. Z Zębu błyskawiczny zjazd by po chwili drapać się pod kolejną górkę, z której zjeżdżam do Chochołowa. Wlatuje na jakaś odnogę Szlaku Wokół Tatr. Jadę chwilę tą traską i po paru chwilach dojeżdżam do głównej ścieżki Szlaku Wokół Tatr. Oczywiście fota dla ziomali z którymi rok temu śmigałem tą traska. W stronę Nowego Targu rżnę rozpędzony chyba z 40km/h. W Nowym Targu lekko zwalniam bo pojawia się coraz więcej innych użytkowników tej trasy. Przy pierwszym Orlenie robię przerwę na kawę, która marzy mi się już chyba od Łapszanki. Do tego jakiś batonik i ogień dalej. Po chwili wlatuje na VeloDunajec mijam kolejne wiochy aż dojeżdżam do Dębna, gdzie wlatuje na Ścieżkę Wokół Jeziora Czorsztyńskiego. Trasa bajka, mało ludzi wiec jedzie się mega przyjemnie. Przed Niedzicą niestety posłuszeństwa odmawia bateria w TomTomie. Na szczęście drogę dalej znam na pamięć wiec gpx nie był konieczny. Szkoda tylko nabitego kilomtrażu, który potem uzupełniłem ręcznie na traseo. Mijam Niedzicę, Sromowce i zaczynam ostatni podjazd w kierunku Czorsztyna. Ok na tym podjeździe zaczynam lekko czuć nogi, ale za chwile mijam szczyt i potem już tylko w dół do Krośnicy i potem 969 do Krościenka, gdzie wpadam na parking i z mega uśmiechem na twarzy pakuje rower na dach i wracam do Sącza.

Wycieczka miała mnie przygotować do jeszcze dłuższej trasy, którą planuje zrobić w te wakacje dlatego robiłem mniej fotek a bardziej skupiałem się na jeździe. Siadło prawie 170 km co przełożyło się na 8 godzinną jazdę i mega banana na twarzy.