Felek i Godzilla u ujścia Liswarty

Nie byłem do końca przekonany, czy jechać z nimi w taki upał, tym bardziej, że rano byliśmy jeszcze w pracy, ale pomyślałem sobie, do cholery, co innego mamy robić, gnić w domu w taki piękny, letni dzień, pierdzieć w stołek i nic nie robić? No to pojechaliśmy, i chwała Bogu!!!
Na początku - ale tylko na początku - przez chwilę myślałem, że to raczej trasa na rower, ale szybko mi przeszło.
Latem, przy takiej pogodzie jak dziś (30 stopni ponad, niebo bez jednej chmurki, zero wiatru) chodzi się na piechotę nad wodę. Zwłaszcza, kiedy się ma takie psy, które w poprzednim życiu były żabami. Nawet Godzilla - podobno shar-peje nie znoszą wilgoci, a tymczasem mójj najchętniej w ogóle nie wychodziłby z wody! Nawet Felkowi w pewnym momencie się nudziło, i miał ochotę dalej biegać, a Godzilla nie; on najchętniej do wieczora tkwiłby w wodzie po pachy.
Super było!