Instagram: @AirWronaNa Traseo od września 2012
5/6
CHARAKTERYSTYKA TRASY
2018-09-28
17 km
1872 m
1754 m
25 h 10 min
5/6
Plan powstał 2 miesiące wcześniej, jednak dopiero teraz na Grossglocknerze pojawiło się długie okno pogodowe i rzeczywiście przez cały dzień nie było ani jednej chmurki.
Wystartowaliśmy z parkingu dzień wcześniej, aby przespać się w schronisku Stüdlhütte i zacząć zdobywanie na świeżo. Droga z parkingu do noclegu zajęła nam 2 godziny, a prowadzi przez malowniczą dolinę wzdłuż potoku.
Następnego dnia wystartowaliśmy o 5. Ze schroniska początkowo prowadzi letnia ścieżka trawersująca zbocze, która następnie wznosi na próg za którym naszym oczom ukazuje się lodowiec. Jest jeszcze ciemno ale na horyzoncie widać coraz jaśniejsze niebo. Zakładamy sprzęt, związujemy się liną i idziemy lodowcem. Jak się okazuje bardziej to można nazwać lodowczykiem. Z daleka widać kilka szczelin ale się do nich nie zbliżamy. Dopiero przy zejściu z lodowca z bliska możemy podziwiać większą jamę. Ściągamy sprzęt i dalej pniemy się skalnym grzbietem do schroniska Erzherzog Johann Hütte. Tam krótki odpoczynek. Za nim kawałek jeszcze idziemy bez raków, ale teren staje się coraz bardziej strony, więc w końcu zimowy sprzęt trzeba założyć. Podchodzimy całkiem stromym zboczem do skał, gdzie związujemy się lina. Raki i czekan do plecaków i czas na wspinaczkę. Początkowo podchodzimy łatwą ścianą gdzie w wielu miejscach jest błoto. W końcu docieramy na grań. Tam czasem trzeba użyć czterech łap. W asekuracji pomagają metalowe pręty. Po jakimś czasie docieramy do Kleinglockner skąd schodzimy dosyć stromo w dół na przełęcz między dwoma wierzchołkami. Za przełęczą najtrudniejsza część gdyż tu przez dłuższy czas wspinamy się na czterech kończynach. Ale po jakimś czasie teren się wypłaszcza a naszym oczom ukazuje się wierzchołek na którym stoi okazały krzyż. Pierwsze co to dojście do krzyża. Cel osiągnięty dach Austrii zdobyty. Teraz czas na fotki, jedzenie i podziwianie widoków. Zejście tą samą drogą.
Wejście na Grossglocknera to oczywiście świetna przygoda, jednak w każdej są minusy. Tu głównym są inni zdobywcy. Niestety ich kultura pozostawia wiele do życzenia. Pchanie się w niebezpiecznych momentach, niewłaściwe wyprzedzanie. Chyba to wynika z pospieszania przez przewodników, którzy chęcią zysku, wyprowadzają dwie grupy dziennie, zatem czas czas czas. Kolejny minus to lodowiec, który mnie rozczarował. Po prostu był zbyt mały - ocieplenie klimatu robi swoje.
Wystartowaliśmy z parkingu dzień wcześniej, aby przespać się w schronisku Stüdlhütte i zacząć zdobywanie na świeżo. Droga z parkingu do noclegu zajęła nam 2 godziny, a prowadzi przez malowniczą dolinę wzdłuż potoku.
Następnego dnia wystartowaliśmy o 5. Ze schroniska początkowo prowadzi letnia ścieżka trawersująca zbocze, która następnie wznosi na próg za którym naszym oczom ukazuje się lodowiec. Jest jeszcze ciemno ale na horyzoncie widać coraz jaśniejsze niebo. Zakładamy sprzęt, związujemy się liną i idziemy lodowcem. Jak się okazuje bardziej to można nazwać lodowczykiem. Z daleka widać kilka szczelin ale się do nich nie zbliżamy. Dopiero przy zejściu z lodowca z bliska możemy podziwiać większą jamę. Ściągamy sprzęt i dalej pniemy się skalnym grzbietem do schroniska Erzherzog Johann Hütte. Tam krótki odpoczynek. Za nim kawałek jeszcze idziemy bez raków, ale teren staje się coraz bardziej strony, więc w końcu zimowy sprzęt trzeba założyć. Podchodzimy całkiem stromym zboczem do skał, gdzie związujemy się lina. Raki i czekan do plecaków i czas na wspinaczkę. Początkowo podchodzimy łatwą ścianą gdzie w wielu miejscach jest błoto. W końcu docieramy na grań. Tam czasem trzeba użyć czterech łap. W asekuracji pomagają metalowe pręty. Po jakimś czasie docieramy do Kleinglockner skąd schodzimy dosyć stromo w dół na przełęcz między dwoma wierzchołkami. Za przełęczą najtrudniejsza część gdyż tu przez dłuższy czas wspinamy się na czterech kończynach. Ale po jakimś czasie teren się wypłaszcza a naszym oczom ukazuje się wierzchołek na którym stoi okazały krzyż. Pierwsze co to dojście do krzyża. Cel osiągnięty dach Austrii zdobyty. Teraz czas na fotki, jedzenie i podziwianie widoków. Zejście tą samą drogą.
Wejście na Grossglocknera to oczywiście świetna przygoda, jednak w każdej są minusy. Tu głównym są inni zdobywcy. Niestety ich kultura pozostawia wiele do życzenia. Pchanie się w niebezpiecznych momentach, niewłaściwe wyprzedzanie. Chyba to wynika z pospieszania przez przewodników, którzy chęcią zysku, wyprowadzają dwie grupy dziennie, zatem czas czas czas. Kolejny minus to lodowiec, który mnie rozczarował. Po prostu był zbyt mały - ocieplenie klimatu robi swoje.