Wczoraj żegnaliśmy dzień przy pięknej pogodzie, a dzisiaj niebo od samego rana prezentuje chmurne oblicze. Nadzieja, że na tym poprzestanie okazuje się złudna. Wraz z wyruszeniem na trasę spada na nas kurtyna łez. Pośpiesznie, popatrując na minę Justysi zwiastującą nadciągające gradobicie, zajeżdżamy na Wzgórze Zamkowe, żeby spojrzeć na płynący w dole spokojnym nurtem w szerokim korycie Bug. Rzeka wcina się tutaj pomiędzy pasmo wzgórz tworząc malowniczy przełom. To jedna z ostatnich okazji na podziwianie jej majestatu. Trzeba przyznać, że rozrosła nam się od Włodawy. Na penetrację ruin zamkowego kościoła już się nie decyduję. Stanowią one jedyną pozostałość po warowni zniszczonej w czasach potopu szwedzkiego. W 1501 r. przyszły król Aleksander Jagiellończyk podpisał tutaj akt unii mielnickiej mający połączyć Koronę i Litwę w jeden organizm państwowy. Dotychczas oba kraje łączyła unia personalna. Ujednolicenie monety, wprowadzenie zasady wzajemnej pomocy wojskowej, powołanie wspólnej rady, czyli sejmu oraz wspólna elekcja władcy miały zacieśnić więzy pomiędzy nimi. Ostatecznie ambitne zamierzenia nie weszły w życie w związku z oporem strony litewskiej na czele z samym monarchą, obawiających się utraty wpływów poprzez nadmierne uzależnienie od Korony. Niemniej unia była ważnym krokiem na drodze do powstania Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Po opuszczeniu Mielnika kierujemy się do Grabarki. a właściwie na wzniesienie o tej nazwie ulokowane w okolicach Siemiatycz. Według legendy w 1710r., w czasach szalejącej zarazy cholery, bądź dżumy spowodowanej pośrednio przez trwającą wojnę północną, jeden z mieszkańców miasteczka doznał objawienia we śnie. Usłyszał w nim , że udanie się na jedno z okolicznych wzgórz i wypicie wody z tamtejszego źródelka, bądź obmycie w niej ma zapewnić ratunek od niechybnej śmierci. W ten sposób miało uratować się około 10 tys. osób. Nie wiadomo ile jest prawdy w przekazie ale faktem jest, że Grabarka, czyli Święta Góra stała się najważniejszym miejscem kultu dla polskich prawosławian. Od ponad 300 lat przybywają tutaj liczni pielgrzymi (w tym katolicy) pozostawiając po sobie wotywne krzyże z wyrytymi na nich osobistymi intencjami. To właśnie las krzyży najbardziej utrwala się w pamięci wędrowca trafiającego tutaj po raz pierwszy. Pną się w górę lub pochylają w bogactwie różnorodnych form, tworząc przemawiające do wyobraźni poletka ludzkich trosk, które dźwigają na swych ramionach. Szkoda tylko, że kapryśna aura nie pozwala na dłuższą kontemplację tego niemego lasu posadzonego ludzką ręką. Ruszamy więc dalej, z konieczności rezygnując z zajrzenia do wnętrza wieńczącej wierzchołek "Wzgórza Pokutników" cerkwi, w której trwa właśnie nabożeństwo. Po osiągnięciu szosy z Siemiatycz do Kleszczeli oprócz padającego z uporczywą zaciętością deszczu dochodzi jeszcze problem ruchliwej drogi. W tych warunkach kręcenie kilometrów staje się zwykłą koniecznością, walką o przetrwanie. Wzrok co chwila kieruje się na ekran licznika oceniając ile jeszcze dystansu pozostało do finalnej Czeremchy. W Milejczycach żegnamy się z ruchliwym traktem ale w jego miejsce pojawia się koci bruk. Na szczęście udaje się go jakoś ominąć trzymając się obrzeży nieprzyjaznej nawierzchni. I kiedy wydaje się, że reszta trasy upłynie na walce z różnymi przeciwnościami losu nagle w samym centrum śródleśnej osady o nazwie Rogacze w polu widzenia pojawia się zjawiskowy obiekt. Tutejsza cerkiew, bo o niej mowa, wprawia w uniesienie zmokniętego cyklistę wspaniałą grą barw. Niebieski kolor świątynnych elewacji wybornie współgra ze złotą poświatą cebulastych hełmów. Od razu robi się optymistycznej, tym bardziej, że pod kołami ponownie mamy asfalt a deszcz słabnie, aby po chwili zaniknąć. Chwilową łaskawość aury wykorzystujemy na krótki postój pod drewnianą wiatą przystankową w Miedwieżykach. W tym czasie zmoczone elementy rowerowej garderoby schną, a właściwie wietrzą się na ramach naszych bike'ów zamienionych w przenośne suszarki. Do Czeremchy pozostaje jeszcze parę kilometrów. Miny nam ponownie rzedną kiedy mijamy ostanie zabudowania wioski. Asfalt przeistacza się w szeroki gruntowy gościniec, na którym trzęsie niemiłosiernie. Na szczęście rowerowy czyściec zafundowany przez znienawidzoną "tarkę" nie trwa zbyt długo i do Czeremchy wjeżdżamy po nowym, asfaltowym dywaniku. Dojeżdżamy do klockowatego budynku dworca kolejowego, stanowiącego relikt minionej epoki i po chwili oczekiwania pakujemy się z całym dobytkiem na pokład niewielkiego szynobusu. Ruchliwa szosa z Hajnówki do Białowieży stanowi ostatni akt dzisiejszego etapu.
SIGMA 1609: dystans - 78,20 km., czas - 5:18:37, V śr: - 14.72 km/h, V max.- 30,79 km/h.
Komentarze
NA TEJ TRASIE PRZYDA CI SIĘ MAPA Z NASZEJ APLIKACJI
MAPA TURYSTYCZNA W APLIKACJI TRASEO
Puszcza Białowieska i okolice
Puszcza Białowska zajmuje obszar 150 000 ha po stronie polskiej i białoruskiej. Mapa Puszczy Białowieskiej pozwala na dokładne zapoznanie się ze specyfiką terenu, znajdującymi się na nim ścieżkami przyrodniczymi oraz najważniejszymi obiektami. Rok wydania 2023