Szlakiem starej granicy.

To była bez wątpienia jedna z najkrótszych rajzów w historii mojego rowerowania. Tym razem nie chodziło o pokonanie nie wiadomo jak dalekiego dystansu, ale o względy historyczne. Od 15.12.2019 roku czekałem na możliwość kontynuacji eksplorowania starej granicy prusko-austriackiej. Wówczas nasze eksploracje zakończyły się w rejonie ul. Grabowej w Zebrzydowicach. Kolejne eksploracje uniemożliwił sezon narciarski i krótkie dni, więc przesunęliśmy to na marzec 2020 roku, aż skończymy owy sezon zimowy. Kolejny raz plan nie wypalił, bo z powodu wybuchu pandemii koronawirusa musieliśmy rajzy mocno ograniczyć (akcja "Zostań w domu"), ale ich nie zatrzymaliśmy, bo jeździliśmy na mniejsze dystanse. Potem lato i brak mozliwości eksploracji, mokra jesień i znów brak możliwości, ale 15.11.2020 wreszcie zrobiło się sucho... No i wyruszyłem samochodem do stacji PKP w Zebrzydowicach, skąd na granicę prusko-austriacką jechałem już rowerem. Dojechałem na ul.Grabową w Zebrzydowicach i zacząłem poszukiwania słupków. Granica wiodła tam koło drogi, a potem wchodziła w las, gdzie jest spore urwisko ale go pokonałem nie znajdując słupków.Tak samo było nad stawem nieopodal głównej drogi, gdzie miał być słup XXIII Jadąc do kolejnego słupa XXIV też nic nie znalazłem, ale ten słup już tak, bo stoi na rogu pola, a potem skręciłem w stronę dużego dębu gdzie był mały słupek.Potem znów urwisko, ale tym razem słupków było sporo. Spory problem to też był z pokonaniem doliny potoku, ale dalej też było trudno, bo chaszczy mnóstwo, ale słupki też były i to nie tylko prusko-austriackie ale też wodzisławskie. Następnie koło stadniny koni, były kolejne rarytasy i do pokonania śmierdzący szambem potok w lesie...Koleje chaszcze i urwiska i kolejne małe słupki starej granicy i wodzisławskiego państwa. Eksplorację zakończyłem na Żelaznym Szlaku Rowerowym gdyż robiło się ciemno. Wówczas padło stwierdzenie, że to trzeba ponownie przejść ale pieszo. Dalsza droga wiodła Żelaznym Szlakiem Rowerowym do Zebrzydowic. Postanowiłem też sprawdzić jak wygląda zamknięta granica polsko-czeska... no i okazało się że nikogo tam nie ma, a samochody swobodnie jeżdżą do Czech. Ja też wjechałem na kilka kilometrów po czym wróciłem do Marklowic Górnych i pojechałem do samochodu w Zebrzydowicach.

Rajzowanie trudne, przez błota, chaszcze ale słupki znalezione... i powrót niemal pewny ale pieszo, bo teren ciężki a nie wszystkie słupki znalezione. Pogoda wręcz wspaniała. I jedna rzecz, jaka burzy całą radość, to fakt, że wracając autem do domu rozjechałem jeża... Zobaczyłem go za późno...