Nie liczac dwu lub trzykrotnych odwiedzin schroniska na Polanie Chocholowskiej wiele, wiel lat temu, to byla moja pierwsza wedrowka w Tatrach Zachodnich zatem bylem jej bardzo ciekawy. Prognozy pogodowe na caly weekend nie napawaly optymistycznie, ja mialem zaplanowane 4 dni krotkiego pobytu w Polsce i z kumplem mielismy w planie te dwa dni w Tatrach juz od kilku miesiecy. Jeszcze wieczorem poprzedniego dnia prognozy straszyly deszczem a nawet sniegiem na caly weekend. Chcac nie chcac wyjechalismy ok. 6 tej rano z Krakowa i przy calkiem ladnej pogodzie po niecalych 2 godz bylismy juz "w pelnym rynsztunku" przy bramce u wlotu do Doliny Chocholowskiej gdzie pobierane jest "myto" za wejscie do TPN i przymiezalismy sie do podrozy "pociagiem dla ceprow" ale wlasnie nam odjechal. Pozyczylismy zatem nieco rozklekotane rowery i dawaj do schroniska na Chocholowskiej. Po drodze, rowery mielismy gdzies oddac i dalej juz maszerowac per pedes ale nie bardzo to miejsce do oddawania bylo oznaczone i pojechalismy dalej, az do samego schroniska, na czym jak sie okazalo wieczorem, dobrze wyszlismy. Pozne sniadanko w schronisku i bylo chyba ok. 10:44 jak zaczelismy wedrowac w kierunku Wolowca.
Skomentuj