Dziś zaliczylem Waniewo:-). Dawno tam nie byłem...chyba ze dwa lata. Rano podjąłem decyzję, że jadę mimo zapowiadanego deszczu, który i tak nie padal. Za to wiatr, ostro sobie poczynal. Nieźle się jechało, ale powrót to droga przez mękę. Z Waniewa odbilem na Pszczolczyn i Kobylin. Silny przeciwny wiatr. Po kilku kilometrach nagle strzeliła mi szprycha. Fakt, że jeździłem dziś przez tory i progi...a może nadal coś z cyklu...ZGD (za gruba dupa). W każdym razie jak nigdy koło scentrowalo się i opierało się o hamulec. Ocieralo, to brzmi niewinnie...po prostu hamulce i widelec blokowały koło. Ponad 40km na hamulcu!!!!!! Trening siłowy, a przede wszystkim mentalny wyszedł mi. Nie ukrywam, że za Kuleszami miałem kryzys i już miałem dzwonić po kogoś, żeby mnie zabrał z trasy. Ale DOJECHALEM!!!! I to się liczy :-). Aha, od Waniewa pod wiatr, ale nauczony Baski przykładem, nie modlilem sie o zamianę wiatru na deszcz :-)....a więc, pod wiatr, pod górkę na hamulcu!!!! Bójcie się, jak zrobię koło, nic mnie już nie zatrzyma! Będę jak Pudzian przeciagal Tiry i pociągi tyle, że rowerem :-)
