Wyjazd na Roztocze to dla mnie najwyższa przyjemność za każdym razem. A byłem wielokrotnie jeżdżąc z Bike Equipa Sandomierz na tradycyjny coroczny wyjazd w weekend Bożego Ciała. Tym razem pojechałem sam podjeżdżając pociągiem z Krakowa do Przemyśla.
Dzień 1
Kraków - Przemyśl - Susiec
Dzień zaczął się dość ciężko, gdyż po 15 minutach snu o świcie pojechałem na dworzec kolejowy. Po kilku dworcowych potyczkach siedziałem już w pociągu. Ahoj przygodo!
Z Przemyśla do Suśca miałem mieć do przejechania na rowerze 90 km, w sam raz. Prowadzi tędy szlak Green Velo, więc jechałem po znakach. Po kilku kilometrach jakaś kobieta spytała mnie o drogę i przy okazji namówiła na oglądanie fortów obok słynnego Arboretum w Bolestraszycach. Na miejscu ją spotkałem i wspólnie obejrzeliśmy forty. Moja mocna latarka pozwoliła nam obejrzeć najciemniejsze pomieszczenia. Tylko trochę się bałem o rower. Miałem ze sobą zapięcie, ale nie zabrałem do niego klucza. Na Arboretum nie mogłem już sobie pozwolić, ruszyłem więc w drogę. Po drodze obejrzałem z zewnątrz piękną cerkiew w Chotyńcu (wpisaną na listę UNESCO) i obejrzałem kawałek meczu piłkarskiego lokalnych drużyn. Dzieci się bawiły, kobiety rozmawiały, mężczyźni wykrzykiwali do piłkarzy, a ja jadłem kanapki :)
Zaniepokoiła mnie późna pora, więc zjechałem z Green Velo na rzecz najkrótszej drogi do celu, bo trasa już mi się wydłużyła o kilkanaście kilometrów.
Ostatnie 30 km było ciężkie. Mijałem kempingi, jednak z jakiegoś powodu chciałem nocować w Suścu. Chyba z sentymentu. Jechałem już po ciemku, droga dłużyła się niemiłosiernie. Nie miałem siły, ale znałem swoje możliwości i wiedziałem, że dojadę. W końcu widzę znajomy Kemping Zbyszka Długosza, wjeżdżam! Było już około północy, więc nie śpiewałem „flaga na maszt, Susiec jest nasz”. Za to na całego brzmiał nieopodal jakiś festyn i muzyka dudniła po całej okolicy. Wynająłem pokój, zjadłem kolację i potańczyłem pod prysznicem, bo ciepła woda już się skończyła. Wreszcie mogłem pójść spać. Jak cudownie, że miałem stopery do uszu! Nastała błoga cisza i błogi sen.
Dzień 2
Susiec, Szumy na Tanwi
Wyspałem się, aż miło. Kiedy wyjeżdżałem, było po 13, a plan przewidywał 80 km. Przejechałem mały kawałek pod punkt widokowy i zacząłem się zastanawiać: po co mi się tak spieszyć? Znowu pewnie przyjadę w nocy zmęczony, a przecież chciałem odpocząć. W ten oto sposób uznałem, że ten dzień będzie luźny. Zaplanowaną trasę przełożyłem na następny dzień, a wyjazd do Lwowa odpuściłem. Wróciłem na kemping, tym razem jednak pod namiot. Popołudniowa drzemka na świeżym powietrzu w cieniu drzew wspaniale mnie odprężyła. Po niej tradycyjnie poszedłem na Szumy na Tanwi. Wieczorem upiekłem kiełbasy na grillu, porozmawiałem z turystami z Gdańska i poszedłem spać.
Dzień 3
Susiec - Krasnobród - Zwierzyniec - Józefów - Susiec
Tym razem zebrałem się szybko i wyruszyłem w drogę bez bagaży. Kupiłem jeszcze mapę w sklepie, nie przepadam za planowanie trasy na telefonie. Drogę kojarzyłem, ale od kilku lat mnie nie było w tych stronach. Zajechałem oczywiście do Zagrody w Guciowie na ziemniaki ze zsiadłym mlekiem, miejscówka obowiązkowa. Wspaniałe danie na upalne dni. W Zwierzyńcu chwilę się pokręciłem, posiedziałem też przy kościele na wyspie. Do Józefowa jechałem piękną drogą przygotowaną dla cyklistów. Bez asfaltu, ale równo i twardo, las, cień - ideał. Cała wschodnia Polska to raj dla rowerzystów.
Po drodze była Izba Leśna we Floriance, osadzie założonej przez Zamoyskich. Opiekun muzeum oprowadził mnie i całkiem nieźle wyłożył historię tego miejsca i dawnych czasów świetności. Nieopodal była też stadnina koni, a właściwie koników polskich. Za Józefowem obejrzałem okolicę z wieży widokowej przy kamieniołomie - widok przedni. W Suścu na kempingu zaczepiło mnie jakieś małżeństwo. Okazało się, że czasem jeździli z Bike Equipą Sandomierz, której logo zobaczyli na mojej koszulce. Tym razem przyjechali kamperem i zaprosili mnie tego wieczora do siebie. To jest moja definicja najlepszych wakacji - ładna pogoda, piękna okolica i wspaniali ludzie.
Dzień 4
Susiec - Jarosław - Kraków
Wstałem niespiesznie, wszak miałem mnóstwo czasu do pociągu o 19 z Jarosławia. Jechało się gładko pomimo upału. Zatrzymałem się na kanapkę w Cieszanowie i pomyślałem, że powinienem się kiedyś wybrać na Cieszanów Rock Festiwal. Przez ostatnie godziny mojego wyjazdu chłonąłem widoki bez opamiętania chcąc zachować w pamięci wszystkie te miejsca. Jechało mi się tak dobrze, że dojechałem na dworzec kolejowy tylko z jednym przystankiem po drodze. Zrobiłem jeszcze krótką rundkę po mieście i odjazd pociągu zakończył moją wycieczkę.
Wyjazd bardzo udany, choć trwał tylko 4 dni. Plan był ambitny i mimo że nie zrealizowałem go w całości, pięknie odpocząłem. Następnym razem muszę zabrać kogoś ze sobą i pokazać wszystkie te miejsca, które znam i których jeszcze nie odkryłem. Serdecznie polecam południowo-wschodnie tereny Polski. Jeśli szukacie spokoju i piękna, tam na pewno je znajdziecie.