Otwierając cykl felietonów o tematyce motocyklowej chciałbym poruszyć temat, który wydaje mi się idealny na początek: Dlaczego warto spróbować? Czemu niektórzy w wolnym czasie zbierają znaczki, inni pielęgnują ogródek, a istnieje też całkiem pokaźna liczba osób, dla których hobby, pasją życiową jest przemykanie przez miasto na ryczących dwukołowych potworach?
Co jest w tym tak fascynującego? Wielu mówi, że motocykliści to dawcy nerek, że jesteśmy grupą szaleńców, którzy uprawiając hobby, nie tylko ryzykują życiem swoim, ale też wszystkich dookoła.
Pewnie wielu też uśmiechało się pod nosem, gdy podczas deszczu, siedząc wygodnie w aucie, zobaczyli na światłach zmokniętego motocyklistę. Ci sami ludzie powiedzą, że przecież samochód jest bezpieczniejszy, wygodniejszy, no i można nim przewozić i więcej ludzi i np. zakupy. Tak, tak, tak
A teraz weźcie takiego miłośnika DRS (Duży Rodzinny Samochód) i dajcie mu dotknąć motocykl, przejechać się, poczuć wibrację, ciepło bijące od chodzącego silnika i odgłos dochodzący z rury wydechowej. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że dla 9-ciu na 10-ciu taka przejażdżka nie będzie jedyną.
Coś łamie się w ludziach, gdy po raz pierwszy przejadą się motocyklem. Padają jak domki z kart przekonania o „szaleństwie” motocyklistów, o konieczności bycia dawcą nerek, żeby wsiąść na te „okropne” maszyny. Nagle motocykle stają się „normalnym” hobby, w którym, jak to w każdym zbiorowisku ludzi, znajdą się i tacy, którzy będą po mieście pędzić 200 km/h i tacy, którzy nie przekroczą 50 km/h.
Jasne, to nie jest dla wszystkich. Jasne, nie każdy będzie chciał przemierzać kilometry, mając nad sobą tylko niebo, a przed sobą tylko asfalt. Jednak dla wielu ta chwila, gdy przypadkiem trafią na swoją pierwszą przejażdżkę, będzie przełomowa, a dla garstki będzie chwilą, w której samochód stanie się złem koniecznym.
Warto też uświadomić laikom, że motocykle to nie jedynie superszybkie ścigacze i grzmiące niczym wiosenna burza choppery (i nie trzeba mieć dresu i skłonności samobójczych do tych pierwszych ani długiej brody oraz skór w połączeniu z chromem do tych drugich). Rodzajów motocykli jest co najmniej tak wiele, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Do jazdy w terenie, po asfalcie, w mieście, a nawet po śniegu, jeśli kupimy motocykl z gąsienicą zamiast tylnego koła. Możliwości jest wiele i wybór zależy tylko od naszego „widzimisię”.
Dlatego apel do Was drodzy czytelnicy – próbujcie! I nie tylko mówię tu o motocyklach. Uważam, że każdy powinien spróbować różnego sposobu spędzania czasu wolnego, żeby wiedzieć, co jest dla niego najlepsze. Macie okazję skoczyć ze spadochronem, albo na bungee? Świetnie! W najgorszym wypadku będziecie już wiedzieli co nie jest dla Was.
A może, gdy już zdecydujecie się udać do najbliższego dealera motocyklowego i zapisać się na jazdę próbną, spotkamy się razem na trasie? Oby.
Autor tekstu: Krzysiek Wróblewski, uczestnik tegorocznej wyprawy Moto Xpress Tour.
A dla zainteresowanych wyprawą krótki wstęp do motocyklowego podbijania świata…