Człowiek nie wielbłąd – pić musi – któż prawdzie tej zaprzeczy? Co więcej, w czasie górskiej wędrówki nasze posiłki i napoje nabierają dużego znaczenia. Wysiłek fizyczny powoduje wzrost zapotrzebowania na energię, a świeże powietrze zaostrza apetyt. Przed wyjściem na szlak zadbajmy więc o małe co nieco, które zasili nasz organizm i zaspokoi głód – nie tylko przygody, ale przede wszystkim ten fizyczny.
Każdy zna swe preferencje smakowe i zwyczaje żywieniowe. Amatorom tłustej, ciężkostrawnej kuchni radzimy jednak w czasie trekkingu wziąć przykład z kolegów gustujących raczej w lżejszych i zdrowych posiłkach. Długo zalegające w żołądku pokarmy wolno przekształcają się w energię i mogą utrudnić marsz, nie wspominając już o dolegliwościach związanych z niestrawnością. Jedzmy więc mało, a często. Od lat w plecakach turystów gości niezawodna czekolada. Rzeczywiście w momentach zmęczenia dostarcza nam niezbędnej energii oraz magnezu. Niemniej jednak, wybierajmy tę gorzką. Gdy organizm domaga się szybkich dostaw energii, możemy mu zaoferować porcję szybko przyswajalnych węglowodanów w postaci słodyczy czy różnej maści batoników. Nie czyńmy z tego częstej praktyki, ponieważ gwałtowny wzrost poziomu cukru może zaowocować sennością i ociężałością. Wskazane są tu węglowodany złożone: pełnoziarniste ciasteczka, pieczywo, suszone owoce, sezamki. Warto również zadbać o codzienną porcję warzyw i owoców (o ile to możliwe).
Przy większych wyprawach istotne jest, by nasz prowiant nie stanowił dodatkowego balastu. Wybierajmy więc lekkie, a zarazem wysokokaloryczne jedzonko. Koniecznie musi ono być wytrzymałe i zapewniać wszelkie składniki odżywcze. Warto zabrać kaszki (np. łatwy w przygotowaniu kus kus lub gotowe mieszanki dla niemowląt), muesli, pieczywo chrupkie, suchary (np. Bieszczadzkie), suszoną wędlinę, lekkie konserwy, pakowane oddzielnie serki topione, mleko w proszku, zupki instant, przyprawy. Dobrym rozwiązaniem może być także żywność liofilizowana. Warto już w domu przygotować jednorazowe porcje, które zapakujemy w osobne woreczki foliowe. Znacznie ułatwi to przygotowanie posiłku na trasie.
W trakcie wędrówki, szczególnie w porze letnich upałów, zwiększa się pocenie, a co za tym idzie, tracimy dużo wody wraz z solami mineralnymi. Stąd potrzeba uzupełniania płynów, by nie dopuścić do odwodnienia i wyczerpania organizmu. Już przed rozpoczęciem wędrówki powinniśmy solidnie się napoić, a i w trakcie marszu nie dopuszczajmy do sytuacji, w której będzie nam doskwierać pragnienie. Systematycznie nawadniajmy organizm. Nie bez znaczenia jest jednak to, jakiego typu płynami! Najlepsza będzie wysokozmineralizowana, niegazowana woda mineralna, która pomoże wyrównać poziom elektrolitów. Podobną funkcję pełnią napoje izotoniczne. Nie mylmy ich jednak z energetycznymi, które zawierają niekoniecznie korzystne dla organizmu substancje, takie jak kofeina czy tauryna, a na dodatek działają moczopędnie i zamiast nawadniać, odwadniają organizm. Lepszym rozwiązaniem może być już tradycyjny termos z herbatą, ciepły napój bowiem spełni swą rolę, szczególnie gdy pogoda nas nie rozpieszcza. Wielu turystów na długich trasach stosuje też mineralizujące tabletki musujące, które – w razie trudności z dostępem do świeżej wody – można rozpuścić nawet w zwykłej wodzie zaczerpniętej z górskiego potoku.
Nic dziwnego, że zmęczony po całodziennym marszu górołaz oprzeć się wprost nie może pokusie, by w schronisku zwilżyć usta zimnym piwkiem, a w mroźny czas rozgrzać ciało „herbatką”. Radzimy jednak poćwiczyć siłę woli, alkohol bowiem nie tylko wzmaga utratę ciepła, ale i opóźnia czas reakcji, a także obniża sprawność ogólną, tym samym zwiększa prawdopodobieństwo wypadku. Negatywny wpływ ma również nikotyna, która pogarsza krążenie.
Nawet gdy nie mamy apetytu, starajmy się regularnie posilać. Przetwarzana na pracę mięśni energia wymaga bowiem systematycznych dostaw paliwa. W trakcie wędrówki zapomnijmy zatem o diecie. W przeciwnym razie nasz odpoczynek może przynieść odwrotne do zamierzonych skutki w postaci wyczerpania lub nawet utraty przytomności.
Tak więc, choć w czasie górskich wojaży z wielkim bagażem na plecach możemy przypominać wielbłąda, pamiętajmy o tym, że bynajmniej organizm nasz nie ma jego zdolności do magazynowania energii. Warto o tym pomyśleć już przed wyprawą, a na szlaku, zgodnie z filozofią Kubusia Puchatka, ucztę duchową wzbogacić o małe co nieco.
Daria Marchewka
Opublikowano 29 sierpnia 2012 przez admin