Skoro w poprzednim felietonie namawiałem Was do spróbowania jazdy na motorze, warto by przybliżyć czym można pojeździć, gdy już się zdecydujecie ruszyć na asfalt na dwóch kółkach. Chipsy w dłoń, piwo w drugą i zapraszam do lektury!
Według statystycznego, szarego obywatela, dzielimy motocykle na następujące grupy:
Oczywiście żartuję.
Chociaż swoją drogą, niesamowite jest to, że w oczach przeciętnego człowieka wszystkie chopperowate motocykle to Harley’e. To trochę tak, jakby na każde buty sportowe mówić „adidasy”. Hmm…
Poniżej przedstawię Wam najogólniejszy podział motocykli, pomijając wszystkie dziwactwa i odłamy, bo komu początkującemu jest potrzebna do życia informacja, że istnieje SPECJALNA nazwa na motocykle produkowane w NRD w latach 1965-70 z okrągłą lampą i silnikiem rzędowym.
Nie wiem czy istnieje. Ale znając prawa Murpie’go mogę być prawie pewny, iż jeśli istnieje to ma nawet własny fan klub. Pozdrawiam ich. Wszystkich trzech.
Nie odkryję żarówki, jeśli stwierdzę, że tylko od Was zależy jaki motor sobie wybierzecie. To dość banalne, ale fakt jest taki, że wybór odpowiedniego sprzętu decyduje o tym czy będziecie zadowoleni, czy superzadowoleni (proszę Was! Jak można być niezadowolonym z kupna motocykla?).
Niektórzy wybierają ten, który im się fizycznie najbardziej podoba i później starają się przekonać sami siebie do sposobu jego prowadzenia, i wszystkich możliwych ograniczeń, jakie za sobą dana maszyna niesie. Niektórzy działają w drugą stronę, wybierają motocykl, który najmniej pali, albo jest najpraktyczniejszy w codziennym używaniu, albo części ma najtańsze, a później przekonują sami siebie, że ten motocykl jest najpiękniejszy (bądź kochają go, wiedząc, że jest paskudny, ale praktyczny, ot, życie!). Ci drudzy korzystają z Excela, żeby porównać ilość kalorii w śniadaniu. Nie krytykuję.
Osobiście jestem pierwszym typem: wychodzę jeździć, patrzę na XJR-ę i myślę: „Boże, miałeś dobry dzień, gdy natchnąłeś inżynierów Yamahy do stworzenia tak pięknego motocykla, który w tak cudowny sposób wgniata żołądek w kręgosłup przy przyspieszaniu. Co z tego, że pali hektolitry, powyżej 150 km/h utrzymanie się na nim jest jak surfing przy 9 w skali Beauforta, waży jak wypasiony zawodnik sumo, a opony zżera w tempie mocno wychudzonej afrykańskiej kozy”.
Idealnie jest wtedy, gdy jedno da się połączyć z drugim i motocykl podoba się nam fizycznie, części do niego nie są niesamowicie drogie, nie ma nie wiadomo jakiej pojemności (na początek) oraz jest prosty w obsłudze i prowadzeniu. Jeżeli chcecie kupić sobie motocykl „na początek”, to w każdej klasie, od większości dużych producentów, znajdziecie taką maszynę.
Ale, ale! Miałem mówić o klasyfikacji motocykli. Najbardziej chyba klasycznym jest następujący podział:
Pozwolę sobie pominąć działy Bobber, Trike, Supermoto, Classic, a Cruiser i Chopper, oraz motocykle sportowo-turystyczne i turystyczne zlać w jedno. Dlaczego?
Ponieważ jest to artykuł dla początkujących, a bądźmy szczerzy – 90% pierwszych motocykli to albo przedstawiciele Chopper/Cruiser albo Enduro/Cross, ewentualnie Sport albo jeden z Universal Bike (uniwersalnych motocykli) należący bardziej lub mniej do Nakedów/Turystycznych.
Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś kupuje na pierwszy motocykl „Trajkę” czyli trójkołowe cudo (tak, tak, to jeszcze jest motocykl, chociaż niektóre ważą jak nieśmiertelny 126p) lub zaraz po wyrobieniu prawa jazdy mknie do warsztatu tuningowego, żeby nabyć niestandardowego dwukołowca.
Rzucam fachowymi nazwami, a jeszcze nie wytłumaczyłem, o czym mówię, przejdźmy więc do konkretów:
Choppery to właśnie ten typ, który przez laików zwany jest Harley’ami. Nisko umieszczone siedzenie, daleko od siebie rozrzucone koła, duża ilość chromowanych elementów, daleko wysunięte przednie koło i dwucylindrowy silnik w układzie V – to najbardziej charakterystyczne elementy. Cruiser, kuzyn choppera, to w zasadzie to samo. Różnica między oboma podtypami jest prosta: Cruisery mają nieco bardziej zwartą sylwetkę i nie tak długi widelec jak chopper.
Motocykle przeznaczone do jazdy w terenie. „Miękkie” zawieszenie i odpowiednia charakterystyka silnika umożliwiają wypady w teren. Ze względu na pozycję za kierownicą i niewielką masę dobrze spisują się także w normalnym ruchu ulicznym. Istnieje również odmiana turystyczna enduro, większa i cięższa, ale za to lepiej sprawująca się na asfalcie w długich trasach . Crossami nazywamy motocykle terenowe służące do jazdy w sposób wyczynowy. Zazwyczaj pozbawione, są wszystkich elementów, które umożliwiają jazdę po ulicy (np. kierunkowskazy) i mają małą masę.
Motocykle rodem z torów wyścigowych. Mocne, wysokoobrotowe silniki, relatywnie nie za wielkie masy i jak najbardziej aerodynamiczna sylwetka to charakterystyczne cechy motocykli sportowych. Te maszyny swoje prawdziwe oblicze pokazują dopiero na torze, ale spokojnie można ich używać do jazdy w mieście i do tzw. szybkiej turystyki.
Teoretycznie jest to maszyna sportowa pozbawiona owiewek (czyli plastików zwiększających opływowość motocykla). W praktyce pozycja jeźdźca jest tu bardziej odprężona, a kierownica szersza, w rezultacie, pomimo mocy podobnej do motocykli sportowych, ciężej je „położyć na kolano”, za to zdecydowanie wygodniej się na nich jeździ.
Klasyczne w tym segmencie są motocyklu typu „kredens”, czyli olbrzymie maszyny wyładowane wszystkimi możliwymi udogodnieniami dla kierowcy (chyba jedyne motocykle, które posiadają nawiewy i wbudowane radio wraz z głośnikami). Zdarza się, że pasażer ma poza wygodnym oparciem, również podłokietniki (sic!), a także uchwyty na napój (sic! x2). W klasie turystycznych mamy też mieszanki z innymi modelami, czyli sportowo-turystyczne (motocykle o sportowej sylwetce, ale wygodniejszej pozycji tak dla kierowcy, jak i dla pasażera), turystyczne enduro (czyli enduro cięższe przystosowane do jazdy po asfalcie i w terenie) etc.
Musicie pamiętać o jednym: różnych typów motocykli jest tak dużo jak sposobów na tuning golfa w stodole za pomocą diod led, gumówki i sztachet wyrwanych z płotu. Czyli, możecie się domyślić, patrząc na nasze drogi, że była to metafora dla słowa „dużo”.
Są maszyny łączące cechy zupełnie teoretycznie, niemożliwe do połączenia. Są maszyny, które wyglądają zupełnie nie na to, czym są. Są w końcu maszyny, które np. pomimo, że należą do chopperów, to wcale nie muszą posiadać wszystkich charakterystycznych dla nich cech (tzw. Power choppery). To, co powyżej wymieniłem, to najważniejsze ramy dla każdego rodzaju motocykli.
Moim zdaniem nie wolno kupować maszyny w ciemno. O próbowaniu pisałem w poprzednim felietonie. O próbowaniu wszystkiego. Tak samo każdego rodzaju motocykla trzeba spróbować, żeby wiedzieć, co jest dla nas, a co nie. Może się okazać, że popularny „ścigacz” nie jest tym, o czym do końca marzymy, gdy się nim już przejedziemy.
I kolejna rzeczy: pojemność. Dużo osób mówi, żeby od razu brać jak największy motocykl. Argument jest klasyczny: tysiącem można jeździć jak sześćsetką, a jak już zdobędziesz więcej doświadczenia, nie będziesz musiał zmieniać motocykla. Z jednej strony rozumiem tych, co tak piszą, bo sam miałem niedobór mocy w motocyklu już po niecałym roku użytkowania. Z drugiej – mniejszy motocykl jest zwrotniejszy, łatwiej przyzwyczaić się do jazdy na dwóch, zamiast na czterech kołach, zazwyczaj mniej pali, no i oczywiście jest tańszy w zakupie. Standardowo mówi się, że warto zacząć od mniejszej pojemności, żeby stopniowo, po jakimś czasie przechodzić do coraz wyższych. Zgadzam się. Jednocześnie moim zdaniem są dwie rzeczy, o których nie wolno zapomnieć:
Niezależnie czy siedzicie na „sześćsecie” czy dosiadacie olbrzymiego, prawie dwulitrowego potwora, pamiętajcie, że przede wszystkim liczy się używanie przez Was szarych komórek. Dostosowywanie prędkości do możliwości na drodze i naszych umiejętności.
I tą złotą myślą pożegnam się na ten raz.
Dzięki wielkie za podstawę do felietonu dla autora: http://student.agh.edu.pl/~charym/opisy_motkow.htm
Krzysiek Wróblewski
Autor jest organizatorem i członkiem wyprawy Moto Xpress Tour – szczegóły można znaleźć na stronie www.xpresstour.pl oraz na filmikach promocyjnych na Youtube.