Dzisiaj samotna spontaniczna wyprawa do Czech a dokładniej cel Karvina. Najpierw do pracy od 6.00 do 9.00 a z pracy prosto w trasę. Kieruję się na Świerklany. Docieram do Jastrzębia-Zdroju. Po pewnym czasie docieram do granicy z Czechami. W Petrvicach odwiedzam na moment zameczek. Chwila przerwy i kręcę dalej. Docieram do granic miasta Karvina. Zaczyna kropić deszcz i robi się dosyć chłodno. Po chwile deszczyk ustaje a ja docieram do celu tj. rynku w Karvinie. Tam przerwa na odpoczynek i parę fotek. Czas ruszać dalej. Na wylocie w Karviny stoi patrol policji a koło niego policjanci. Zbliżam się i jakiś dziwny ruch w stronę drogi policjant zrobił, że byłem pewny, że mnie zatrzyma ale przejechałem i nic :) Jadę i docieram do krzywego Kościoła św. Piotra z Alkantary. Wracam na trasę i odbijam na Detmarovice. W Dolny Lutyne ścieżką rowerową przez miasto. Tam Potem na Bohumin i Chałupki. Przed Chałupkami w Czechach jeszcze napotykam bunkier. Po chwili przekraczam granicę i momentalnie zaczyna się duży wiatr w twarz (wmordowind). I tak następne 30 km. Mijam Olzę i w Gorzycach fajny wjazd na posesję z Lwami. Po chwili postój w Żabce na kupno 2 banany i Snickersa. Banany konsumuję na miejscu a Snickersa zostawiam na potem. Ruszam dalej pod wiatr w stronę Turzy Śląskiej. Tam podjazd pod górkę pod wiatr. W końcu docieram do Wodzisławia Śląskiego. Z Wodzisławia kierunek Rybnik. Moment za Wodzisławiem postój na przystanku na skonsumowanie Snickersa. I później jak się okaże to był po części błąd... Po zjedzeniu kręcę dalej na Rybnik i na Zamysłowie odbijam na Zebrzydowice. Jadę z ostrej górki z płyty chodnikowej. Dojeżdżam potem do Jejkowic i do domu. Pod domem zaczynam wyciągać przeczy i orientuję się, że z torby wypadł mi portfel bo była otwarta. Moment szoku i poszukiwania czy gdzieś głębiej portfel z dokumentami nie wpadł. Niestety nie ma. Szybko przesiadka do auta i po trasie jaką jechałem aż do miejsca gdzie jadłem Snickersa. Niestety nic :( Po drodze ogłoszenie na Facebooka na grupach Rybnik. Wracam znowu tą samą trasą i niedaleko domu dzwoni telefon. Okazuje się, że portfel ma jakiś starszy Pan. Za 10 minut jestem u niego. Okazuje się, że torby musiałem nie zamknąć w miejscu gdzie jadłem Snickersa a wypadł na tej ostrej górce z płyty chodnikowej. Dziękuję Panu i w ramach podziękowań daję mu pewną sumkę. W portfelu było wszystko włącznie z pieniędzmi ale najważniejsze były dla mnie dokumenty. Na szczęście miałem w środku numer telefonu bo tak by na policję przekazał. I tak oto kończy się moja dzisiejsza rajza z przygodą na końcu. Na szczęście ze szczęśliwym zakończeniem. 100 km pykło chociaż te 30 km pod wiatr nie było lekko...
Skomentuj