Relacja Darka
Pogoda upalna, ale coś zaskakującego! Na zbiórce pojawiła się rekordowa ilość Browersów. Przyjechali: Darek, Łukasz, Leon, Guli, Andrzej, Karol, Andre, Morda, Bartek, DJ, Pawełł i Piter. Skoro taka wyjątkowa frekwencja, to i trasa musiała być wyjątkowa, z tych tzw. flagowych. Zaplanowaliśmy pojechać ulubioną trasą: Końskowola, Celejów, Rzeczyca, Kazimierz D. Ruszyliśmy ulicą Składową na drugą stronę nieistniejących torów kolejowych. Do Końskowoli jechało się słabo, bo wiatr wiał w twarz. Ale dzięki niemu nie odczuwaliśmy tak bardzo upału. W Pożogu przy sklepie zrobiliśmy pierwszy popas. Uzupełniliśmy paliwo i zaatakowaliśmy znajdujący się zaraz za sklepem podjazd. Trzeba przyznać, że wygląda on o wiele mniej poważnie, niż poważnie potrafi zmłócić siły w rowerzystach. Sapiąc jak miechy kowalskie osiągnęliśmy jego szczyt. Ci, którzy mieli jeszcze jakieś resztki sił, przyspieszyli korzystając ze znajdującego się po nim zjazdu. Pozostali polegali tylko na sile grawitacji. Stawka się nieco porozrywała. Następny podjazd przeprowadził selekcję wśród czołówki i wyłonił jednoosobową grupę ucieczkową, w której główną rolę odgrywał Darek. Już mu się to zdarza kolejny raz, chyba znalazł jakiś nową technikę podjazdów, bo wcześniej zawsze na nich zostawał w tyle. Nie dziwne to było, kiedy woził Mikołajka na foteliku (dodatkowe 30 kg obciążenia), ale bez niego też nie szło mu lepiej. Na zjeździe wąwozem do Stoku bite zostały rekordy prędkości, ale na jego zakończeniu trzeba było bardzo uważać, bo na ostrym zakręcie leżał na asfalcie piasek, a na dodatek nie było widać, czy zza niego coś nie wyjedzie. Po dojeździe do szosy Bochotnica-Nałęczów grupa się połączyła w całość, ale mocny, kręty zjazd w drodze na Witoszyn znów porozrywał stawkę na mniejsze grupy. Tutaj zaczynał się najbardziej urokliwy odcinek naszej wycieczki. Wijąca się doliną pomiędzy wzgórzami droga, w dużej części osłonięta drzewami od słońca. Wzdłuż drogi płynąca dość śmiałym nurtem mała rzeczka, która w wielu miejscach tworzyła małe rozlewiska. Szkoda tylko, że z każdym kilometrem stan asfaltu na szosie pogarszał się i w końcu nierówności i dziury powodowały, że jazda ciągłymi podskokami stała się mało przyjemna i z utęsknieniem wyglądaliśmy sklepu w Rzeczycy. Kiedy tam dojechaliśmy, przeprowadziliśmy standardową procedurę odpoczynku i uzupełnienia paliwa. Sklep miał klimatyzację i powietrze w nim było tak świeże, że nie chciało się wychodzić na dwór. Bartek zaproponował, że w drodze do Kazimierza Dolnego zahaczyć o Lipową Dolinę, gdzie w jednym z pensjonatów posiadał znajomości i można było tam się zatrzymać na następny odpoczynek, zamiast w Kazimierzu. Telefonicznie uprzedził o naszej wizycie i zamówił odpowiednią ilość izotoniku. Więc tam pojechaliśmy, chociaż dwóch Browersów się zagapiło lub z innych powodów nie skręciło w Jeziorszczyźnie z szosy na szutrową ścieżkę. Pensjonat i jego teren okazały się bardzo ładnym miejscem, ale miał dwa mankamenty: jeszcze się nie zmęczyliśmy aby stawać znów na odpoczynek, a poza tym kiedy staliśmy, zaczęły nas podrywać komarzyce. Ich specyficzne zaloty nie podobały się szczególnie tym, którzy mieli słodką krew. Jednak machiny, którą ruszył Bartek nie dało się tak łatwo zatrzymać, więc usiedliśmy pod zadaszeniem. Nawet odbyliśmy krótki mecz w piłkarzyki. Z powodu druzgoczącej przewagi jednej z drużyn, druga z niesmakiem straciła zainteresowanie grą.
Ładną szutrową ścieżką ruszyliśmy w stronę Wylągów i dalej szosą dojechaliśmy do Kazimierza. Nie zatrzymując się przejechaliśmy na wylot w kierunku Puław i tam pod piekarnią spotkaliśmy się z tymi, którzy ominęli Lipową Dolinę. Potem mocnym tempem pojechaliśmy szosą prosto do Puław. Przez 10 km prędkość oscylowała w okolicach 33 km/h. Nie wszyscy dali rady jej utrzymać. Trzech Browersów, którzy stracili z oczu czołówkę, pojechało do Puław ścieżką rowerową wzdłuż wału wiślanego.
Zakończenie rajdu odbyło się w CP. Zjedliśmy tam rekordowe ilości pizzy. W między czasie do nas dołączył Leon, który wytknął nam niekoleżeńskie zachowanie, w stosunku do tych, którzy zostali z tyłu. Zrobiło się nam głupio, bo miał rację i wygłosiliśmy samokrytykę. Obiecaliśmy, że w przyszłości będziemy jeździć tak jak trzeba: całą grupą. Przepraszamy was koledzy!
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj