Pogoda na wycieczkę rowerową bardzo dobra. Ciepło, ale nie upalnie, przewaga słońca, ale czasem ciemniejsze chmury. Ustaliliśmy, że pojedziemy wielką pętlą do Dęblina zaczynając od zachodniej strony Wisły. Na łące zebrała się ekipa w składzie: Krys, Andre, Leon, Andrzej, Łukasz, Darek z Mikołajkiem, Pirania i nowi sympatyczni koledzy: Karol i Kamil. Przed starym mostem na Wiśle dołączyli: Menka i Bartek. Po drugiej stronie Wisły skręciliśmy w prawo i wzdłuż wału przeciwpowodziowego pojechaliśmy w stronę Łęki. Po dłuższej jeździe pod wiatr minęliśmy Regów i dojechaliśmy do Borka, gdzie zatrzymaliśmy się pod sklepem na mały popas. W dalszej drodze, kiedy zobaczyliśmy pole truskawek, zatrzymaliśmy się aby sprawdzić ich smak, ale objedliśmy się tylko smakiem, bo truskawki były tam chyba świeżo po zebraniu i krzaki były puste. Jeszcze pod sklepem otrzymaliśmy od Krysa informacje (niesprawdzone), że właściciel pola truskawek z naszej trasy do Wysokiego Koła, przypadkiem przeczytał relację na stronie Browersów i przekopał pół swojego pola w poszukiwaniu rzekomo pozostawionych przez nas pieniędzy. Niebawem dojechaliśmy do wąskiego mostu w Dęblinie i wśród klaksonów niekulturalnie zniecierpliwionych, wyprzedzających nas samochodów, przejechaliśmy Wisłę wjeżdżając do miasta. Kultura to jedno, a zupełny brak zahamowań do łamania przepisów ruchu drogowego, to drugie. Nie jechaliśmy wolno i te 100 m można było cierpliwie za nami się przeturlać, a wszystkie samochody wyprzedzały, przejeżdżając na lewą stronę jezdni, bezczelnie przekraczając wymalowaną na środku jezdni podwójną ciągłą linię, co tworzyło czasem sytuacje konfliktowe z pojazdami jadącymi z przeciwka. Ale to przecież Polska. W Dęblinie pojechaliśmy przez wiadukt na drugą stronę torów kolejowych i wykonując ostrą agrafkę skręciliśmy w stronę Masowa. Mijając osiedle mieszkaniowe Lotnisko oraz wieś Masów, objeżdżając teren lotniska od południa dojechaliśmy polną drogą do Bobrownik. Postanowiliśmy od razu stamtąd pojechać w stronę Gołębia, aby tam posilić się świeżymi wypiekami w ulubionej piekarni. Po drodze ruch samochodowy był sporadyczny i można było porozmawiać. Między innymi Mikołajek dzielił się swoimi opiniami na temat bieżących wydarzeń w polityce międzynarodowej i stanowczo wyraził swój sprzeciw wobec zamachów terrorystycznych w Tunezji. W Gołębiu niektórzy tak w zasmakowali w zapiekankach, że nie mogli przestać jeść, a pora była już całkiem późna i wypadało już wracać. Czołówka powoli, żeby poczekać na maruderów, pojechała w stronę torów kolejowych, a po zebraniu się całej grupy ruszyliśmy do Puław. Leona swędziały nogi i leśny odcinek terenowej ścieżki od stacji Puławy Azoty pokonywał w szaleńczym tempie. Podrażniony widokiem znikającego punktu Darek, nacisnął na pedały i razem z doczepionym Mikołajkiem zaczął gonić uciekiniera. Do przejazdu kolejowego przy Azotach dojechali tuż za nim. Razem poczekali na resztę i cała grupa pojechała razem. Niestety za Azotami podzieliła się na kilka grupek. Większość pojechała najbliższą sobie drogą do domu. Do mety rajdu w Antyku dotarli tylko Leon, Darek i Mikołajek.Licznik wskazał 62 km.
Darek
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj