Przed wyruszeniem na trasę obowiązkowo zwiedziliśmy zrekonstruowane wczesnośredniowieczne grodzisko "Birów" oraz ruiny najpotężniejszej warowni jurajskiej, czyli zamku Ogrodzieniec usytuowanego na najwyższym wzniesieniu całej Jury. Aura spojrzała na nas łaskwaszym okiem, niż dnia wczorajszego. Co prawda minęliśmy parę frontów burzowych, czasami nawet zadudniło grzmotem ale nie spadła na nas ani kropla deszczu. Zrobiliśmy pętlę celem podjechania pod dawne zamczysko w Morsku, spojrzeliśmy na zamczyska w Mirowie i Bobolicach (pięknie odrestaurowane) oraz ruiny warowni w Olsztynie znanej jeszcze do niedawna z pokazu laserów, których zaniechano w obawie przed naruszeniem trwałości zabytku. Dużo wrażeń dostarczył ponadto odcinek z Niegowej do Złotego Potoku. Asfaltowa droga najpierw pieła się zdecydowanie w górę by potem systematycznie opadać krętą nitką , oferując przy tym ucztę dla oczu w postaci rozległych panoram. Sam Złoty Potok skusił nasze podniebienia zapachem smażonego pstrąga hodowanego w tutejszych stawach. Nic to, że chwilę wcześniej zjedliśmy porządny obiad w Niegowej. Nie obeszło się bez tzw. "odcinka specjalnego" na trasie w związku z pobłądzeniem w okolicach Olsztyna. Terminem tym zwykłem określać wszelkie odcinki drogi nieutwardzonej mniej lub bardziej przejezdne niekoniecznie planowane w stadium przygotowania trasy. W tym konkretnym przypadku trzeba było przebijać się śródleśnym drogami początkowo nawet pod górkę celem powrotu na właściwy, wasfaltowany trakt. Sam wjezd do Częstochowy i przejazd przez maisto nie nastręczył większych trudności nawigacyjnych. Po zakończonej trasie licznik rowerowy wskazywał w rzeczywistości dystans powyżej 100 kilometrów. Na następny dzień planowana była przerwa w podrózy przeznaczona głównie na zwiedzanie Jasnej Góry i zakup pamątek.
Skomentuj