Przygoda zaczynia się w Działdowie, gdzie z Warszawy najlepiej dojechać pociągiem Kolei Mazowieckich. Wsiadam na rower i jadę do Lidzbarka Warmińskiego. Jest upalna niedziela, więc nad jeziorem Lidzbarskim pełno ludzi. Po drodze mijam jeszcze parę jezior- Piaseczno, Wlecz, Gutowo. W każdym mam ochotę się schłodzić. Przez Brodnicę w której możemy zobaczyć resztki zamku krzyżackiego, oraz Brodnicki Park Krajobrazowy docieram do Iławy. Ścieżką rowerową wzdłuż Jezioraka opuszczam miasto. Zbliża się wieczór. Szybka kąpiel w Bartężeku i szukanie miejsca na rozbicie namiotu. Kolejnego dnia jadę zobaczyć pochylnię Buczyniec znajdującą się na Kanale Elbląskim. Po drodze do Kwidzynia, gdzie możemy zwiedzić pokaźnych rozmiarów zamek kapituły pomezańskiej, mijam ruiny późnobarokowego pałacu w Kamieńcu z pierwszej połowy XVIII wieku. Za Kwidzynem dość ruchliwym mostem na drodze nr 90 przejeżdżam na lewą stronę Wisły, po czym jadąc wzdłuż niej podziwiam widok miasta Gniew oraz zamku, który na pierwszy rzut oka podobny jest do zamku w Bratysławie. Tak jak zamku w Brodnicy czy w Kwidzyniu się spodziewałem tak o istnieniu tego nie wiedziałem. Miłe zaskoczenie na zbliżający się koniec dnia. W Tczewie zastanawiam się co dalej. Czy szukać miejsca na obóz czy też jechać w środku nocy i przekimać się na plaży za Sopotem. Wybieram drugi wariant. Z moich obliczeń, przed północą powinienem być na plaży. Jest ciepło i nie zapowiadają deszczy. W Gdańsku szybka fota i jazda na plażę gdzie idę spać. Namiotu nie rozbijałem. Ma nie padać, nie chcę też być widoczny. Trzeciego dnia jadę do Pucka, gdzie urlopuje tata. Wieczornym pociągiem powrót do Gdyni, skąd mam bezpośredni pociąg do Warszawy.
Skomentuj