Celem było przebiegnięcie minimum 10 kilometrów. Trasa wiodła prawie wyłącznie po asfaltowych nawierzchniach, bądź chodnikach. Wyjątkiem była świeżo wyłożona kostką ulica Graniczna oraz ulica Gruntowa o nawierzchni zgodnej z jej nazwą. Profil płaski. Jedynie meandrująca ulica Krzywa lekko falowała. Ponadto na Nadolu trafiły się dwa niewielkie "garby" do przebiegnięcia. Najpoważniejszy podbieg stanowił odcinek chodnika przeplatanego schodami na nadwiślańską skarpę z ulokowanym na niej osiedlem "Skalna Góra". Dobrą metodą na uniknięcie syndromu monotonnych prostych (Św. Barbary, Dąbrówki), jest korzystanie z dróg osiedlowych o podobnej jakości nawierzchni,a zdecydowanie krótszej perspektywie. Bieg rozpocząłem jeszcze za dnia, a kończyłem w zupełnych ciemnościach. W największym stopniu tonęło w nich Nadole, Wałowa w okolicach kortów tenisowych oraz wiślany wał. W zamian za ograniczoną widoczność można było spoglądać na rozświetlone miasto (szczególnie z perspektywy ulicy Nadole). Ja osobiście wolę biegać wczesnym rankiem lub po zachodzie słońca. W ciągu dnia jestem bardziej ociężały. Cóż taka natura. Z drugiej strony biegania w egipskich ciemnościach, przypominającego biegi na orientację (tereny nadwiślańskie) mimo wszystko nie polecam. O wypadek o tej porze roku nie trudno. Chciałem zrobić choć jedną fotografię na trasie celem uniknięcia białej plamy w zapisie przebieżki ale bariera ciemności zdominowała techniczne możliwości mojego telefonu. Najbardziej fotogeniczny był fragment Krzywej za kościołem z piękną panoramą jeziora. Sęk w tym, że tam po aparat nie sięgnąłem, a było jeszcze całkiem widno. Człowiek mądry po fakcie. Ot co!
Skomentuj