Czekać parę godzin na kolejny szynobus, czy jechać pomimo zmęczenia całonocną podróżą znad morza?Takie oto perspektywy zarysowały się przed nami na rozwadowskiej stacji. Wybór był oczywisty, czyli dojazdówka. W końcu to tylko 40 kilometrów i to lokalnymi, mało ruchliwymi traktami. Dłuższy odcinek gruntowej drogi trafił się jedynie od obrzeży Stalowej Woli do Kotowej Woli (fragmentaryczne odcinki asfaltowe). Ponadto cały czas mieliśmy asfalt pod kołami. Trasę też znaliśmy bardzo dobrze, korzystając z niej w przeszłości jako alternatywy dla ruchliwej szosy przez Grębów. W taki oto sposób wliczając drogę z Lublina do Niedrzwicy przejechaliśmy ponadprogramowe 70 kilometrów. No ale skoro byliśmy na wczasach rowerowych to wręcz wypadalo zakończyć je na siodełku. Zawsze to dodatkowy zastrzyk endorfiny.
PS. Niestety myśl o bliskości domu wpłynęła negatywnie na moją mobilność w kwestii dokumentacji fotograficznej trasy.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj