Bochotać – podobno znaczyło onegdaj wartko płynąć. Stąd wzięła nazwę rzeczka, którą dziś znamy jako Bystrą, a potem i miejscowość. Bochotnica. Znów tu powracam, za kolejną opowieścią.
Przy parkingu przy drodze wojewódzkiej 830 prowadzącej w kierunku Lublina wisi na drzewie kapliczka. Niewielka, prawie niezauważalna. Prawdę mówiąc, dopóki nie poznałam jej historii, nie widziałam jej, chociaż często przejeżdżam tą drogą i lubię przyglądać się przydrożnym figurom. Teraz też, gdyby nie rozgrabione wokół drzewa liście, niełatwo byłoby mi ją wypatrzeć, choć wisi tuż przy szosie. Z tyłu za nią szumi Czarny Las…
Ważne to było miejsce i do lat 70. ubiegłego stulecia co najmniej niepokojące. Miejscowi mówili: „Bez wody świeconej tędy nie się nie wybieraj!”
Bo jakie szatan wyprawia tam harce!
Jakie się larwy szamocą!
Drżę cały, kiedy bają o tém starce,
I strach wspominać przed nocą.
Tak pisał Mickiewicz w balladzie "Świteź". Czy tak też było przy Czarnym Lesie nad Bystrą? Niewykluczone, zwłaszcza, że wspomniane „larwy”, straszydła pojawiały się w tym miejscu i w biały dzień. A to coś nagle zawyło. A to coś przeleciało. A to z rzeki coś wyszło. A to coś z wody wołało. A to jakiś panek w kapelusiku ni stad ni zowąd się pojawił. A to bułki z koszyka na bagażniku roweru powypadały i potoczyły się po drodze, by po chwili okazać się… na swoim miejscu! A to krowa stanęła na środku zagradzając przejście.
- Ja w prawo i ona w prawo. Ja w lewo i ona w lewo. Ki czort! – opowiada jeden z mieszkańców Wierzchoniowa.
Różnie ludzie powiadali.
- Mój ojciec, gdy chodził w konkury do Bochotnicy, to bez wody święconej i bez przeżegnania tędy nie szedł – wspomina jeden z mieszkańców Wierzchoniowa.
W tym miejscu często dochodzi do wypadków. W wyniku jednego zginął mężczyzna, którego ciało znaleziono w Bystrej dopiero po dwóch tygodniach.
- Różne rzeczy pod Czarnym Lasem się działy – mówią mieszkańcy Bochotnicy. – Ludzie, którzy mieli tam pola, doszli do wniosku, żeby powiesić na drzewie święty obrazek.
Z czasem obrazek obudowano kapliczką. Wykonał ją wierzchoniowski stolarz Czesław Majewski, który stworzył także ołtarz do powstałej w II połowie XXw. kaplicy Matki Bożej Różańcowej w Wierzchoniowie będącej filią kazimierskiej fary. Kapliczkę poświęcono i znów zawisła na drzewie, a dziwne zdarzenia w tym miejscu ustały, chociaż niektórzy nadal twierdzą, że kiedy się tędy przechodzi czy przejeżdża to jakoś tu nieprzyjemnie…
Zostawiamy to miejsce i wchodzimy w nieutwardzoną drogę, która odbija w lewo od szosy. Przechodzimy przez mostek na Bystrej i pod Szelągową Górą musimy wybrać kierunek: w lewo czy w prawo? Oba doprowadzą nas do miejsca związanego z kolejną opowieścią. Droga w lewo to polny, a potem leśny dukt – zostawiam go na później. Co mnie czeka, gdy pójdę w prawo? Początkowo to też polna, łagodna droga opierająca się o zbocze Szelągowej Góry z jednej strony, a z drugiej – o rzekę Bystrą. W końcu droga opiera się także o… bramę wyrastającą niespodzianie w poprzek i wędrówka staje pod znakiem zapytania. Co robić? Cofać się? Szelągowa Góra nie wydaje się jednak na tyle stroma, by nie można spróbować wspiąć się na jej zbocze i kontynuować spaceru sarnimi ścieżkami. Jeden z większych jarów zmusza nas jednak do jego obejścia i wyjścia aż na pole.
Widoczna przed nami polna droga zachęca do porzucenia leśnych ostępów i podążenia jej szlakiem, co wkrótce okazuje się dobrym pomysłem. Płytka głębocznica doprowadza nas bowiem do leśnego grobu, na który do tej pory nie udawało mi się trafić podczas poprzednich wędrówek! O jego historii czytałam w wydanej niedawno przez Muzeum Nadwiślańskie publikacji „Odkryć z niepamięci”. Agnieszka Ragaman na podstawie relacji Jadwigi Kozak, sołtys Bochotnicy, opisała rzecz z czasów II wojny światowej związaną z mieszkającymi niedaleko tego miejsca gospodarzami Majewskimi. Dziś po ich gospodarstwie zostały tylko fundamenty i ta opowieść…
Pewnego dnia Majewscy znaleźli na swoim polu zwłoki nieznanego im człowieka. Nie miał przy sobie dokumentów, które by pozwoliły go zidentyfikować. Kiedy Majewski zgłosił to na gestapo, polecono mu… zakopać ciało zwyczajnie w ziemi. I tak powstała leśna mogiła oznaczona początkowo prostym brzozowym krzyżem. Do dziś społeczność Wierzchoniowa i Bochotnicy dba o to miejsce. Mogilny wzgórek porósł mchem, zmieniają się na nim kwiaty i znicze. Ocieniają go drzewa i niewielki czarny, metalowy już krzyż. Od tego roku towarzyszy mu tabliczka informacyjna. Odkrywa z niepamięci Tego, którego nie dane było wrócić po wojnie do domu…
Opuszczamy to miejsce. Wkrótce droga skręca w lewo. Obchodzimy Szelągową Górę, mając ją cały czas po lewej ręce, by dojść do znanego nam już miejsca, gdzie podejmowaliśmy decyzję o kierunku naszego spaceru. Wracamy na parking, gdzie zostawiliśmy auto. Za nami niecałe 4 km spaceru.