Relacja Darka
Pogoda ładna, to i na łące zebrało się dużo rowerzystów: Krys, Andre, Leon, Darek z Mikołajkiem, Kazik, Karol, Krzysiek C, Andrzej, Tomek, Pawełł, Guli i nowy kolega Kamil.
Nie zaszczyciła naszego towarzystwa żadna białogłowa, więc mogliśmy zrealizować jakąś bardziej wymagającą, męską trasę. Wybór nie był jednak do końca taki męski, bo jakoś kilka razy obiło się o uszy, że trasa ta nosi nazwę imienia Oli, jako że kiedyś pierwszy raz z nami pojechała nią ładna i co najważniejsze, bardzo miła dziewczyna o tym imieniu. Trasa długa i w większości bardzo urokliwa, w połączeniu z przyjemnością rozmowy z tą sympatyczną dziewczyną, wywarła na nas duże wrażenie. Dlatego, mimo tego że Ola pojawiła się na browersowaniu jeszcze tylko kilka razy i niestety już dawno nie jej nie widzieliśmy, to jest ciągle z nami w postaci nazwy tej trasy.
Ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Lubelskiej dojechaliśmy do wiaduktu nad torami kolejowymi i dalej poboczem tej ruchliwej szosy dojechaliśmy do Końskowoli. W tą stronę zwykle jedzie się szybko, bo jest lekko z górki. Potem skręciliśmy w prawo przed Domem Kultury i lokalną uliczką dojechaliśmy do przejazdu kolejowego. Po jego przekroczeniu skręciliśmy w lewo w gruntową drogę wzdłuż torów. Po minięciu stacji kolejowej Pożóg, skręciliśmy w prawo i po kilkuset metrach droga gruntowa zamieniła się w asfaltową. Za jakiś kilometr dojechaliśmy do osiedla domków w Pożogu i zastanawialiśmy się, czy skręcić w lewo do asfaltowej szosy czy jechać dalej prosto, wiedząc że tam droga zamienia się w lessową polną ścieżkę. Jakoś nikogo nie przestraszyła perspektywa terenowej, nieznanej niektórym Browersom drogi i wybraliśmy to drugie. Ta część trasy miała wybitnie charakter tego, co za zwyczaj doświadczają uczestnicy rajdów z klubem „Minimum Asfaltu”. Po nocnych lekkich opadach deszczu, less nie kurzył się i jechało się dobrze. Czasem, po okresach suszy, na tych odcinkach lepiej było być z samego przodu, bo jadący z tyłu ginęli we wciskającej się wszędzie chmurze pyłu.
Droga którą wybraliśmy prowadziła w stronę Zbędowic, ale przed wsią skręciliśmy w lewo w stronę Lasu Stockiego. Mijając miejsce biwakowe wskoczyliśmy na asfalt prowadzący w stronę Wierzchoniowa. Za kilka kilometrów skręciliśmy w lewo i bardzo ładną ścieżką zjechaliśmy w dół do drogi prowadzącej do Celejowa. Kiedy osiągnęliśmy szosę Bochotnica-Nałęczów rozczarowaliśmy się faktem, że sklep spożywczy niedaleko skrzyżowania, jest zamknięty. Następny według planów znajdował się wiele kilometrów przed nami. Z szosy skręciliśmy w prawo w stronę Witoszyna. Najpierw długi stromy i kręty zjazd, gdzie można było osiągnąć sporą prędkość, potem najurokliwszy odcinek tej trasy. Prawie nie uczęszczana przez samochody, wijąca się wzdłuż małej rzeczki droga, otoczona piękną naturą: pagórkami, polami i lasami. Pomiędzy drzewami od czasu do czasu domki mieszkańców tej miejscowości. Charakterystycznym obiektem jest koło czerpiące wodę i podnoszące ją na większą wysokość, aby mogła spłynąć do położonego po drugiej stronie szosy stawu. Cień, jaki momentami wytwarzały porośnięte gęsto wzgórza i wilgoć powietrza sprawiły, że Mikołajkowi zrobiło się zimno. Ubranie w bluzę przeciwdeszczową nie wystarczało, bo było mu również zimno w nieosłonięte krótkimi spodenkami nogi. Ale od czego pomysłowość. Według jednej z legend: jak Baca nie miał czym zawiązać buta, to użył w tym celu dżdżownicy. Tak Darek założył Mikołajkowi w charakterze spodni swoją wściekle pomarańczową bluzę przeciwdeszczową. Śmiesznie to wyglądało jak maluch wkładał nogi do rękawów, a resztą owijał się w pasie, ale rozwiązanie było skuteczne. Potem jak dojechaliśmy do sklepu w Rzeczycy gdzie już operowało słońce, to wstydzący się trochę śmiechu, jaki wywołałby wśród obcych Mikołajek, szybko zdjął te improwizowane spodnie. Szkoda, że nie zdążyliśmy zrobić mu zdjęcia. Po dłuższym postoju na uzupełnienie płynów i kalorii, ruszyliśmy w stronę Kazimierza Dolnego. Zjeżdżając długim zjazdem w Czerniawach dojechaliśmy do rynku. Tam zrobiliśmy drugi dłuższy postój, a raczej posiedzenie w ogródku w kawiarni pod parasolami. Powrót do Puław ścieżką rowerową wzdłuż Wisły. Przed Puławami grupa podzieliła się na dwie jadące różnymi tempami części. Większość rowerzystów dotarła do mety w CP, aby tam uroczyście zakończyć rajd.