Wczoraj 5,5 km pchania wozka a dzis 11 km. Troche lesnymi sciezkami choc w wiekszosci po asfalcie w dol i w gore jak to bywa w naszych terenach. Juz po samym poczatkowym odcinku, takim samym jak wczoraj, odchodzila chec dalszegop biegu. Po 4 km mialo niby byc lzej. No ale trzebabylo tam najpierw dotrzec. Dalej lesna droga przez jakies 2,5 - 3km, niby z gorki ale byly tez krotkie podbiegi. Po 6 km znow czekal na nas prawie kilometrowy podbieg. Ledwo co sie czlapalem bylem gdzies na koncu kilka dni przerwy i wydaje sie ze jest gorzej. Wczorajsze to pchanie wozka tez mnie troche wymeczylo i pozostawilo nogi ociezale. No ale jest ostatni zbieg, wydaje sie nawet ze, doganiam tych z przodu. Niestety na koniec kazdy przyspiesz i udalo mi sie minac jednego biegacza, ktory jechal juz na rezerwie. Na mecie sprawdzajac czas na zegarku o dziwo najlepsze tempo od roku a jednak idziemy do przodu malymi kroczkami.
