Jura Park Bałtów - sobota na rowerze

Jest sobota, jest pogoda, musi być rower :) Tym razem postanowiliśmy trzasnąć sobie więcej km i rozkręcić się przed zbliżającym się dużymi krokami długim rowerowym weekendem. Padło na Bałtów :) Pakujemy się zatem do pociągu do Ostrowca prawie w środku nocy jak na weekend :) bo o 8:19 w sobotę to jeszcze leżakujemy :) i lecimy. Zanim pociąg ruszy z peronu, Andrzej postanawia naznaczyć go więzami krwi i rozwala sobie nogę, ale ma nas do zadań specjalnych. Apteczka w ruch, noga opatrzona, kałuża krwi posprzątana - dosłownie kałuża bez nadciągnięć. Lecimy dalej :) Dojeżdżamy do Ostrowca, skąd ruszmy na Bałtów, a że droga fajna to w około 40 minut pokonujemy 16 km i stajemy przed Parkiem Jurajskim w Bałtowie. Kilka fotek, bez zwiedzania, bo bilety w kosmicznych cenach i ruszamy dalej by drogami asfaltowymi, pożarowymi i trochę terenem dotrzeć nad zalew w Brodach. Tam odpoczynek z piwkiem bezalkoholowym i ruszamy w stronę Starachowic. Szybko docieramy na miejsce i na rynku dokonujemy zjedzenia hot dogów, co ratuje nas przed zmoknięciem. Nagle 1 chmurka i deszcz z grzmotami. Przechodzi lecimy dalej, aby przekonać się, że dosłownie kilometr w stronę Wąchocka już sucho i nawet kropli deszczu. I znów jakby noga podaje dobrze i chwila moment meldujemy się z Wąchocka, by następnie w expresowym tempie dotrzeć do miasta do "kliniki" cioci Ani :) Mięśnie trzeba jakoś zregenerować zimnym piwkiem. 85 km w nogach, a nic nie czuję :) Znaczy, że chyba na wyjazd rowerowy nogi są gotowe, tyłek też :) To była piękna sobota, a za chwilę będzie piękny weekend :)