Po noclegu na Złotej Drodze pojechaliśmy z rana zobaczyć, co widać z Dalsnibby - 1500 m n.p.m., a potem jeszcze wróciliśmy na chwilę nad Geiranger, żeby - zanim zaczniemy wracać - zobaczyć ten słynny fiord. Warto było - to już koniec naszej podróży, wracamy. Jedziemy z powrotem do Lom i dalej na wschód i południe drogą 51 obejrzeć góry Jotunheimen od wschodu. Z tej strony są dużo łagodniejsze. Niestety brak stacji benzynowej przez blisko 100 km sprawił, że jechaliśmy na oparach i martwiliśmy się, czy starczy nam paliwa. Dlatego dużą część trasy 51 pokonaliśmy w słabym nastroju, w obawie, że zaraz staniemy gdzieś w polu. Na oparach oparów dokulaliśmy się do Beitostolen i zatankowani, znowu w świetnych nastrojach, ruszyliśmy dalej drogą E16 w kierunku Bergen. Z polami namiotowymi było słabo. Dopiero o 21 wieczorem (a noclegu szukaliśmy od 18-tej) trafiliśmy na ładne pole namiotowe - bez rewelacji, ale ładnie położone i w normalnej cenie. Wcześniej było albo brzydko, albo ciasno, albo drogo.