W piątym dniu pobudka skoro świt, bo przed nami najdłuższy odcinek na wyprawie, Kolejny już dzień pedałowania powoli daje się we znaki, ale nie poddajemy się :) Startujemy z Łeby szlakiem prowadzącym przy jeziorze Sarbsko. Trochę piachu, trochę błota, ale tragedii nie ma kierujemy się w stronę Białogóry. Mimo zmęczenia idzie nam całkiem, całkiem :) Zanim się zorientowaliśmy już jesteśmy w Karwi :) A z Karwi to już prawie rzut beretem do Władysławowa, gdzie zaplanowaliśmy dłuższy postój. Docieramy do Władka, gdzie spotykamy znajomego ze Skarżyska :), który zaprowadza nas na pyszny i tani obiad (za 15 złotych dwa dania i kompocik :)) Po obiadku jedziemy do portu gdzie odpoczywamy przy małym jasnym piwerku, jedziem dalej, tym razem w pięcioosobowym składzie (Wiesław ze Skarżyska jedzie z nami) ruszamy na Hel. Od Władysławowa do Helu piękna ścieżka rowerowa. Urokliwy teren, warty zobaczenia. A na ścieżce niespodzianka!! spotykamy rowerzystę z Zagnańskiego Stowarzyszenia Rowerowego :) No to jak sąsiad, to trzeba było zawołać i się zatrzymać na wspólną fotę :) Fajnie tak swoich ziomków spotykać na trasie :) Docieramy do tabliczki Hel, każdy szczęśliwy i zadowolony, że już na miejscu, ale to nie koniec pedałowania, jak się okazało przed nami jeszcze kawał drogi, około 12 km, To chyba najgorsze 12 km w tym dniu. Dłuży się niemiłosiernie, ostatnie pięć kilometrów w kryzysie, miałem dość, w myślach chciałem rzucić rower w krzaki, no ale jak, nie wypada, kryzys przezwyciężony i docieramy do celu !!!! Cypel Helski osiągnięty. Jesteśmy na początku Polski :) Lub Końcu zależy jak to rozpatrywać :) Setka tak jak myśleliśmy pękła, duma nas rozpiera!! Znajdujemy pole i rozbijamy nasz czteroosobowy pokoik :) po rozpakowaniu kolacyjka, ja i maryjano wyjmujemy pętko kiełbaski i wcinamy na sucho, wtem sąsiad ratuje na grillem (wielkie dzięki, dobrze było coś zjeść na gorąco wieczorową porą), jeszcze małe piwerko i do śpiworów...
Skomentuj