Do Lubomierza, na Przełęcz dostać się łatwo autobusem z Zabrzeży - dosłownie co moment jedzie tam autobus trasą na Kraków. Widoki z autobusu ( po lewej - na Gorce) już zachęcają do tuptania szlakiem. W głowie układałam kolejną marszrutę na wieżę widokową na Gorcu, a tymczasem autobus uparcie piął się w górę i zbliżała się wysiadka. Mimo wczesnej pory słonko dawało od pierwszych kroków w kość. Szczególnie że początek szlaku to ok 5minutowy marsz mocno w górę, póki co po asfalcie, wśród domków mieszkalnych.Grzało z góry i z dołu od asfaltu. Na szczęście odcinek krótki. Po chwili zaczynamy piąć się delikatnie wśród łąk, po czym dopiero w lesie zaczyna się pierwsze intensywniejsze podejście baaaardzo wąskim przesmykiem pośród krzaczorów. Moment później jesteśmy na polanie na skraju lasu, skąd panorama na Gorce zapierała dech. A przecież to dopiero początek trasy, prawdziwe widoki zaczną się wyżej :) Trzymając się szlaku weszliśmy w las. Szlak prowadził lekko w dół, na rozstaju należy iść prosto w dół (nie w prawo!).I tu mała uwaga. Niestety szlak w dniu wycieczki był miejscami baaardzo źle oznakowany, szczególnie na pierwszych kilku rozstajach z leśnymi drogami. Oznaczeń nie było, troszkę kręciliśmy się w poszukiwaniu prawidłowej trasy. Nie żeby było jakoś nerwowo, ale gdy zaledwie parę kroków od nas spod nóg czmychnęło nam 8 małych dzików, wzrok dość mocno rozbiegł na boki w poszukiwaniu mamy dzikowej :D Troszkę celowo pohałasowaliśmy dając rodzince czas na oddalenie się w swoją stronę i z uszami strzygącymi na boki, ale i z ulgą zauważyliśmy kolejny pasek na drzewie. Z lasu wychodzi się na kolejny przysiółek i koło niego ponownie mocnym podejściem zaczyna się trasa w górę. Coraz lepsze widoki - Babia Góra, nadal ze śnieżną czapą, wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Kolejne źle oznakowane rozstaje - idziemy w prawo a stąd już znowu w górę, by po chwili wypłaszczenie terenu powitało nas tabliczką JASIEŃ. Uff, pierwszy punkt trasy zaliczony :) Stąd już tylko monet do Kustrzycy a tam, na polanie, pierwszy raz pokazały się Tatry :) Szlakiem w dół poprzez las wędruje się przyjemnie. Na skrzyzowaniu z niebieskim śzlakiem, pod wiatą, podładowaliśmy kalorii i kolejnymi stromiznami podeszliśmy na polanę Symorgową, skąd widoki na Tatry, Gorce, Pieniny, Cały Beskid WYspowy.... nie wiadomo było, gdzie patrzeć :) Chwila oddechu i napawania się widokami to dobra przerwa przed ostatecznym podejściem na Mogielicę. Krótko i mocno. Wieża robi wrażenie. W porównaniu z Koziarzem, Magurkami czy Lubaniem - ta wydaje się dość prymitywna. Osoby z lękiem wysokości mogą mieć małe problemy, by wejść po stopniach bardziej przypominających stromo ustawioną drabinę, niż schody. Platformy nie są mocno osłonięte, więc z każdym poziomem wysokość jest odczuwalna. Ale za to widoki z wieży świetne, więc warto strach schować do kieszeni. Po zejściu podążyliśmy szlakiem w dół w stronę Przełęczy Rydza Śmigłego. Trasa ostro w dół, momentami po rumowisku, troszkę się dłużyła. Na przełęczy początkowo przewidziany był koniec, ale pogoda była tak dobra a sił w nogach pozostało na tyle, że po chwili postanowiliśmy zaliczyć jeszcze Łopień. Podejście pewnie innego dnia uznałabym za banał - tu, po 20paru kilometrach w nogach okazało się dość męczące i dłużące. Pod koniec już serio zastanawiałam się, czy to był dobry pomysł iść jeszcze tutaj, ale zanim wątpliwości zamgliły umysł - pokazała się ona, Polana Jaworze i upragniony szczyt - Łopień. Przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie ruszyć w stronę Bagienek i zamiast do Dobrej nie zejść przez Łopień Środkowy, ale rozsądek nakazał zejść szlakiem najkrótszym z możliwych, czyli do Dobrej właśnie.
Skomentuj